Do Pracowni Pianin i Fortepianów Andrzeja Włodarczyka trafiamy dzięki Edycie Ołdak. W ramach programu „Wokół nowego rzemiosła” nagrała ona w warsztacie rzemieślników krótki materiał wideo. Oglądamy go na Facebooku stowarzyszenia „Z siedzibą w Warszawie” i udostępniamy w naszych kanałach społecznościowych. Właśnie wtedy jeden z fotografów Projektu Pracownie – tym razem Marcin, sam entuzjasta gry na pianinie – zaczyna nalegać, żebyśmy odwiedzili warsztat Andrzeja.
Dotychczas nie mieliśmy szczęścia do wywiadów z osobami zajmującymi się budową instrumentów, chociaż temat od początku nas fascynuje. Jako ludzie, którzy prawie nie wyłączają ulubionej muzyki, bardzo chcieliśmy się dowiedzieć, jak powstają te niezwykłe przedmioty. Niestety nasz wywiad u lutników nigdy nie doczekał się publikacji, a później nie mieliśmy okazji, żeby poszukać potencjalnych rozmówców. Kiedy Andrzej Włodarczyk zapowiada, że chętnie opowie nam o pianinach i fortepianach, z radością kierujemy się do jego pracowni w podwarszawskim Słupnie.

Projekt Pracownie: Zacznijmy od początku. Dlaczego pianina i fortepiany? Grasz i uznałeś, że samodzielnie zrobisz najlepszy instrument? Tak zaczęła się przygoda Szymona z Monck Custom – zaczął robić narty z drewna, bo nie podobały mu się te dostępne na rynku (śmiech).
Andrzej: W moim przypadku było inaczej. Co prawda gram na pianinie, ale myślę, że o wiele lepiej ode mnie radzą sobie z tym instrumentem Konrad i Marcin – poznaliście ich przed chwilą. Ja na początku byłem normalnym dzieckiem (śmiech). Kiedy dorastałem, do moich rodziców przyjechała znajoma, która ukończyła Technikum Budowy Fortepianów w Kaliszu – jej opowieść o szkole zafascynowała mnie tak bardzo, że sam postanowiłem tam uczęszczać. Nie tylko dlatego, że jako młody chłopak nie musiałbym użerać się z rodzicami, bo była to placówka z internatem (śmiech). Ważniejsze wydawało mi się to, że niedaleko działała fabryka fortepianów, gdzie uczniowie odbywali praktyki. To dawało gwarancję, że szybko nauczysz się fachu, bo będziesz mieć do czynienia ze specjalistami na różnych stanowiskach. Wybór szkoły nie był podyktowany miłością do pianina. Ten instrument zawsze był w naszym domu, ale grałem na nim tylko wymyślone przez siebie melodie. Więcej uwagi poświęciłem mu dopiero, gdy postanowiłem podjąć naukę w Kaliszu. Aby dostać się do tej szkoły, musiałem zdać nie tylko egzamin z polskiego i matematyki, ale także ze słuchu muzycznego. Znajoma rodziców, która studiowała na Akademii Muzycznej w Warszawie, zaczęła mnie przygotowywać – pokazywać, jak rozróżniać interwały, dźwięki dur, mol, jak czuć rytm. Efekty byłe dobre, bo bez trudu zdałem egzamin.

Jak wyglądały zajęcia w tej szkole?
Główny przedmiot nazywał się „Technologia budowy fortepianów i pianin”. Podczas tych zajęć uczyliśmy się opisów, doboru drewna, materiałów oraz tego, jak policzyć naprężenie strun i zbudować mechanizm wewnątrz instrumentu. Musieliśmy chodzić także na obowiązkowe zajęcia z gry na fortepianie i umuzykalnienie, czyli teorię i zajęcia praktyczne związane z instrumentem. Nie brakowało czasu poświęconemu obróbce metalu, na różnych maszynach i ręcznie. Dzięki praktykom w fabryce pianin i fortepianów Calisia, które obowiązywały nas od drugiego półrocza pierwszej klasy, poznawaliśmy cały proces produkcji. Pracowaliśmy w drewnie, strugaliśmy, cięliśmy na piłach. Pracowało się nad ustawieniem mechanizmu, jego parametrami.
Ile osób uczęszczało do tej szkoły i czy bycie jej absolwentem gwarantowało znalezienie pracy?
W każdej klasie było 20-30 osób. Uczniowie często chodzili równolegle do szkoły muzycznej II stopnia. Na naszych zjazdach absolwentów widzimy, że część osób faktycznie zostało stroicielami, część buduje fortepiany, a niektórzy są pianistami, pedagogami muzycznymi, nauczycielami.

Czy można założyć, że osoby, które zostają stroicielami, mają słuch absolutny albo sami są wybitnymi muzykami?
Większość stroicieli faktycznie gra, ale to nie jest konieczne. Znam kilku stroicieli, którzy sami nie zagraliby żadnego utworu. Edukację muzyczną zakończyli na poziomie elementarza, ale grają dziwny dźwięk i na jego podstawie ocenią barwę danego instrumentu. Sami nie są pianistami, ale na pewno muszą mieć o tym pojęcie, żeby być w stanie wyregulować mechanizmy i odpowiedzieć na oczekiwania muzyka.
Wspomniałeś o fabryce Calisia. Tam praktykowaliście. W jakim stopniu to była produkcja zautomatyzowana, a w jakim ręczna? Tutaj wszystko wykonujecie ręcznie.
To była tak naprawdę manufaktura z namiastką linii produkcyjnej. Na każdym etapie pracy nad instrumentem przydawały się umiejętności manualne i niektóre czynności przy fortepianach wykonywaliśmy rękami. Nie było tam wówczas wielkiego parku technologicznego, ale obowiązywał pewien rytm wykonywania poszczególnych prac.

Po ukończeniu szkoły od razu otworzyłeś tę pracownię?
Gdy trafiłem do Warszawy, założyłem własną działalność i jednocześnie pracowałem w Akademii Muzycznej. Obecnie to UMFC. Byłem tam stroicielem i korektorem. Potem serwisowałem fortepiany dla Propianoforte dystrybutora Steinwaya i otworzyłem też własny warsztat. Najpierw w Ząbkach, a teraz jestem w Słupnie. Obecnie pracujemy tu we czterech – ja, Marcin, Konrad i Zbigniew.
Kiedy spacerowałam po pracowni, wciskałam klawisze różnych fortepianów. Zauważyłam, że chociaż wkładam w to każdorazowo tyle samo siły, dźwięk, który wydobywa się z instrumentów, różni się poziomem głośności. Od czego to zależy? Tak technicznie.
Mały fortepian będzie cichy, bo jego deska rezonansowa jest cienka. Podobnie struny. Im większe gabaryty instrumentu, tym większa musi być w nim deska rezonansowa. Do jego środka wprowadza się dużą ramę przeciwdziałającą siłom, które mogłyby zdeformować skrzynię. W środku takiego fortepianu jest naciąg. Głośność fortepianu ma powiązanie z jego rozmiarem i grubością strun wewnątrz. Dotykałaś tu różnych rozmiarów instrumentów i stąd te różnice w głośności.

Jak wygląda praca nad renowacją historycznego fortepianu? Jak przebiegają jej etapy?
Najważniejszą rolę odgrywa zakup planu fortepianu, jeśli taki nie dotrze do nas razem z instrumentem. My korzystamy z usług firmy w Kobyłce, która wykonuje dla nas wielkoformatowy skan. Polega to na tym, że stawiają fortepian na ciężarówce, kalibrują go i na podstawie zdjęć rentgenowskich wykonujemy później dokumentację. Na bazie sporządzonego planu przygotowujemy sobie kopie i odpowiednie powiększenia różnych części instrumentu, a następnie rozpoczynamy nad nim pracę. Jak już pewnie zdążyłaś się zorientować, my raczej nie budujemy u siebie fortepianów współczesnych od podstaw. Budujemy fortepiany historyczne
Moglibyśmy, ale mamy dużo roboty przy tych historycznych, które trafiają do nas z różnymi mankamentami – są rozstrojone, źle działa w nich mechanika lub klawiatura, widać na nich zniszczenia.
Z czego jest zbudowany taki historyczny fortepian?
Historyczne fortepiany były budowane w zgodzie z dwiema metodami. Według pierwszej, wiedeńskiej środek jest zrobiony ze świerku. Według drugie angielskiej – z dębu. Różnica tkwi także w detalach samego mechanizmu. W Polsce mieliśmy akurat tyle szczęścia, że zaczerpnęliśmy wzorce i z Londynu, i z Wiednia, dlatego np. XIX-wieczny fortepian Krall i Seidler wygląda jak kompilacja tych dwóch rozwiązań. Polscy producenci rozbierali takie historyczne fortepiany i okazywało się czasem, że mają szkielet zrobiony w systemie angielskim, ale mechanizm jest już hybrydą wiedeńsko-angielską.

Współcześnie chyba niewiele osób może sobie pozwolić na posiadanie fortepianu w domu, zwłaszcza ze względu na metraże mieszkań. Te instrumenty, które nas otaczają, są ogromne!
Początkowo odpowiedzią na niewielkie przestrzenie mieszkalne było tworzenie pionowych fortepianów żyraf. Pełniły nieco inną funkcję, bardziej reprezentacyjną. Potem zastępowano je pianinem, bo jest mniejsze, praktyczne i głośniejsze.
Jak działa mechanizm w pianinie, a jak w fortepianie? Z tego, co widzę, to mamy struny i młoteczki. W pianinie w pionie, w fortepianie w poziomie…
Możemy pokazać, jak to działa w fortepianie. Mamy tu różne rodzaje dźwigni i ręka musi przekazać moc, siłę, energię, aby wyzwolić dźwięk. Konstruktorzy stosowali rozmaite rodzaje mechanizmów, ale w fortepianie idea zawsze jest ta sama: w strunę uderza młotek. Młotek może uderzać mocno, wtedy jest forte, lub lekko – otrzymujemy piano. Ten sekret sprawia, że gdy gramy leciutko, to otrzymujmy przyjemny dźwięk, a gdy mocno – ostry i agresywny.
W fortepianie uderzamy w strunę młoteczkiem od dołu i on sam wraca szybko do swojej właściwej pozycji, ponieważ działa na niego grawitacja. W pianinie mechanizm bywa bardziej zawodny i często wymaga dodatkowych sprężyn, bo ruch odbywa się w pionie. To mechanizm o większej złożoności, gdyż jego ruch nie jest tak naturalny jak ten, który widziałaś w przypadku fortepianu. Wbrew pozorom nie tak trudno to zrozumieć. Mamy w pracowni takie schematy, które zbudowaliśmy, żeby łatwiej było to wyjaśnić. Wystarczy, że spojrzysz na jeden z nich, naciśniesz klawisz i sama zauważysz mechanizm działania.

Wykonujecie kopie instrumentów historycznych, ale przede wszystkim opiekujecie się tymi, które już są na rynku i potrzebują renowacji lub konserwacji. Czy wynika to również z tego, że muzycy mają konkretne preferencje związane z marką instrumentu? Trudno byłoby się przebić?
Każda marka ma swoją charakterystykę, filozofię dźwięku. Jedna będzie słynna z jaskrawej i głośnej barwy, inna z powodu mocnego basu. Często wybór pianistów pada na daną firmę, bo odpowiada im charakter barwy instrumentu i nie muszą walczyć z nim, aby grał tak, jak chcą. Czasem decydują walory estetyczne. Sztuczki marketingowe nie ominęły przemysłu muzycznego. Dawniej fortepian lub pianino towarzyszyły rodzinie nawet przez 3 pokolenia, a teraz kupuje się dla dzieci proste i byle jakie instrumenty. I jeśli dziecko ma predyspozycje, inwestuje się w lepszy model.
Pracujecie przede wszystkim z filharmoniami i salami koncertowymi. Jak wygląda Wasza współpraca? Instrumenty psują się i wówczas Wy ruszacie im na ratunek? W ogóle – czy instrumenty klawiszowe często się psują? Co najczęściej ulega awarii?
W instrumencie może się zepsuć absolutnie wszystko. My dzielimy sobie fortepiany i pianina na trzy części: mechanizm z klawiaturą, akustykę, w którą wchodzi rama, kołki, struny, deska rezonansowa i w końcu obudowę, czyli to, co wymaga od nas stolarskich umiejętności. Jeżeli chodzi o część akustyczną, to najczęstszą usterką jest zapadnięcie się deski rezonansowej, która wówczas nie wyzwala odpowiedniego dźwięku. Czasem to utrata odpowiedniego stroju czy po prostu niestabilne kołki, które umożliwiają nastrojenie instrumentu. Innym razem to zgrane w mechanizmie młotki, słabe struny. A czasem mole zjadają filce wewnątrz…
To niekończąca się historia. Pracę w serwisie codziennym, takich instytucji jak UMFC, można porównać do zajęcia osoby, która sprząta – robi to cały czas, a i tak ktoś przychodzi i robi na nowo bałagan. U nas instrument może być przygotowany do użytku, ale wystarczy, że ktoś będzie na nim grał 2-3 godziny, a on już będzie lekko rozstrojony. Często to zajęcie deprymuje, bo w zasadzie cały czas dostajesz negatywne informacje zwrotne. Czasem gdy w instytucji jest dużo instrumentów, to nawet nie rozmawia się ze stroicielami, tylko zostawia się im w specjalnych zeszytach informację, co należy naprawić.

Macie dużą konkurencję na rynku?
Poza nami w okręgu warszawskim są może dwie takie firmy. Można powiedzieć, że jesteśmy ostatnimi Mohikanami (śmiech).
Gdybyś miał nazwać to, kim jesteście zawodowo, co byś powiedział? Rzemieślnikami? Stolarzami? Metaloplastykami? Muzykami?
Te definicje są na pograniczu prawdy, ale nazywanie nas rzemieślnikami najbardziej nam pasuje. Obrabiamy metal, drewno, różne materiały, kontaktujemy się z klientem. Świadczymy usługę popartą wiedzą i doświadczeniem. Można by nas nazwać technikami. Pewnie w niejednej kwestii bylibyśmy partnerami do dyskusji dla wykładowcy stolarstwa (śmiech).
Nasze życie zawodowe utrudnia to, że w większości przypadków staramy się odzyskiwać technologię utraconą, która jest zastosowana w tych historycznych instrumentach. Kiedyś większość informacji była przekazywana ustnie, a ze względu na liczne zmiany technologiczne po drodze czasem ciężko odtworzyć zamysł konstruktora sprzed wielu lat. Kiedyś miałem taką sytuację, że mój znajomy starszy stroiciel niemal na łożu śmierci dał mi jakieś narzędzie. Nie zdążył mi wyjaśnić, do czego służyło, bo niestety zmarł, a ja kilka miesięcy szukałem w internecie kogoś, kto podpowie mi, jak mogę je wykorzystać. Podobnie dzieje się w przypadku fornirów zastosowanych w zabytkowych fortepianach, różnych sztuczek stolarskich, klei, politur, pumeksów, barwników. Z biegiem czasu w instrumentach zmieniały się parametry klawiszy. Ta praca obejmuje ciągłe poszukiwanie. Czasem czerpiemy wiedzę z muzeów, różnych nieformalnych zapisów, for tematycznych.
Nasz zawód wymaga bardzo dużej wiedzy historycznej. Na przykład – obecnie mamy 14 rodzajów strun. Jakie użyć do jakiego modelu? Trzeba to wiedzieć. Zdarzało się, że w fortepianach były stosowane lżejsze, o innej zawartości węgla. Zaczynamy to analizować niemal jak metalurdzy (śmiech). Technik powiela tę samą czynność i pracuje na bazie pewnego szablonu, ale w naszej pracy często stoimy przed sporą zagadką do rozwikłania. Zdobyliśmy wiedzę techniczną, nie byliśmy jednak w szkole uczeni na stolarzy, lakierników. Tę wiedzę przyniosło doświadczenie.

Ile czasu potrzebowałby uczeń, absolutny laik, który zacząłby praktykę w Waszej pracowni od zera, żeby stać się samodzielnym pracownikiem?
To zależy od jego zaangażowania. Całkowicie samodzielny to złe określenie i pewnie nigdy nie byłby takim pracownikiem. Nawet my wciąż zadajemy sobie podczas pracy wiele pytań. Często dyskutujemy i wspólnie rozwiązujemy nasze dylematy. Jeśli chodzi o samą wiedzę techniczną, np. jak nałożyć naciąg, to powtórzyłby czynność kilka razy i pewnie szybko nabrałby wprawy. Pamiętam, że gdy ja skończyłem szkołę i otworzyłem warsztat, w pierwszej kolejności napisałem na ścianie parametry regulacji instrumentów. To, co dla jednych w tym zawodzie będzie przeszkodą i wadą, dla innych okaże się pociągające. Mam na myśli tę zagadkowość, o której wspominałem. Nawet nasi starsi koledzy stroiciele – którzy mają po 80, 90 lat – czasem do nas dzwonią i pytają o radę.
Nie wszyscy mistrzowie są skorzy, aby dzielić się swoją wiedzą z innymi. Jak jest z Wami?
Nie rozumiem sytuacji, gdy dziadek nie przekazuje informacji synowi lub wnukowi i tłumaczy się tym, że sam dochodził do niej całe życie. Może przekazać tę wiedzę dalej i ktoś skorzysta z niej, udoskonali ją, rozwinie. My nie zdradzamy tu wielkich tajemnic o swojej pracy. To wiedza, którą każdy znajdzie w internecie. Bez praktyki i tak nie zrobisz czegoś od ręki. Dobrze mieć mentora, kogoś, kto doda Ci pewności na początku Twojej zawodowej drogi.

Nie kusiło Cię nigdy, żeby rozwinąć działalność? Zacząć robić inne obiekty np. meble, które swoją budową będą nawiązywały do instrumentów? Spotykamy się z bardzo zróżnicowanymi pomysłami w odwiedzanych pracowniach.
Dla mnie najważniejsze jest rozpowszechnianie miłości do muzyki. Chcemy, żeby ludzie doceniali ją i instrumenty, dzięki którym powstaje. Organizujemy koncerty u nas w pracowni i cykl występów „Czar dawnych fortepianów” w Radzyminie. Wypożyczamy historyczne fortepiany i pianina z naszych zasobów. Czasem nawet podstępem zwabiamy tu studentów akademii muzycznych, żeby pograli na tym, co mamy, doświadczyli magii tych zabytkowych modeli. Zresztą dla Was też zorganizowaliśmy mały koncert. Gdy pójdziemy obejrzeć konkretne fortepiany na górze warsztatu, w części ekspozycyjnej, posłuchacie ich brzmienia. Może wtedy będzie Wam łatwiej zrozumieć niuanse wynikające z tych technicznych spraw, o których rozmawialiśmy.
Po wywiadzie udaliśmy się do części ekspozycyjnej z fortepianami. Andrzej zaprosił Marię Gabryś-Heyke, wspaniałą polską pianistkę, która specjalnie dla nas zagrała na wybranych modelach historycznych fortepianów. Byliśmy wzruszeni i zasłuchani. Po kilkugodzinnej rozmowie o tym, jak wygląda praca przy tych niezwykłych instrumentach, wsłuchanie się w ich dźwięki to najlepsza forma doświadczenia, jakiego mogliśmy się spodziewać.

W czasie rozmowy wiele aspektów technicznych wyjaśniali nam także: Konrad Kucharki i Marcin Augustyniak – bardzo dziękujemy! W warsztacie w dniu naszej wizyty nie było natomiast Zbigniewa Karabana, który również jest częścią zespołu.


Pracownia Pianin i Fortepianów Andrzej Włodarczyk
- info@fortepiany.pl
- 601 333 612
- ul. Żeromskiego 83, Słupno
- http://www.fortepiany.pl/