Inżynierowie ze Stalowej

Pierwszą styczność z działalnością Natalii i Marka Fornalskich mamy w czasie przygotowań do wywiadu z Piotrem z Kłosów. Trafiamy wówczas na materiał o rzemieślnikach zrealizowany przez Dzień Dobry TVN, w którym pojawiają się wszyscy wyżej wymienieni. Z krótkiego wideo dowiadujemy się między innymi tego, że małżeństwo zrezygnowało z pracy na etatach, aby poświęcić się pracy rękodzielniczej. Natalia i Marek to jednak oryginalny duet. W codziennej pracy wykorzystują nowoczesne technologie i maszyny, które umożliwiają im pracę z dowolnym surowcem. Jak sami przyznają daleko im do tradycyjnego rzemiosła, ale doświadczenie Natalii w pracy grafika i smykałka Marka do majsterkowania sprawiły, że wspólnie zadecydowali się rozpocząć działalność na Pradze.

Projekt Pracownie: Nazwaliście swój warsztat Ślusarnia Stalowa, a z tego, co wiem, nie można u Was ani dorobić kluczy, ani naprawić zamków…

Natalia Fornalska: Pracujemy z różnymi tworzywami. Ja najczęściej w drewnie, Marek natomiast głównie spawa i szlifuje. Rzeczywiście nie dorobisz u nas kluczy ani nie naprawisz zamków, ale warto pamiętać, że ślusarz nie zajmuje się tylko tym. Jeśli ktoś poszukuje takich usług, to polecamy naszego sąsiada. My natomiast do naszej nazwy podeszliśmy nieco przekornie – możesz u nas zrobić znacznie więcej, nie chcemy się ograniczać.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna
Wszystko zaczęło się od tego, że Marek postanowił zbudować maszynę. Dość ciekawy początek działalności – wykonać samodzielnie narzędzie do pracy.

Tak, to prawda. Marek postanowił zbudować maszynę – to była taka fantazja. Mąż od małego miał styczność z różnymi narzędziami, ponieważ często pomagał ojcu w warsztacie. Teść zajmuje się naprawą maszyn rolniczych i Marek sporo się od niego nauczył. Któregoś dnia po prostu kupił profile aluminiowe, wziął wkrętarkę, zaczął gwintować elementy i już (śmiech). Maszyna powstawała pod naszym stołem kuchennym. Marek codziennie po godzinach przy niej dłubał. Ja natomiast od początku zastanawiałam się, co będziemy mogli na niej wykonać. Prawdę mówiąc, jeszcze zanim powstała, znalazłam dla niej kilka zastosowań (śmiech).

Czy pamiętasz, co jako pierwsze powstało na wybudowanej przez Marka maszynie?

Pierwsza próba, która powstała to było jakiś prosty napis na kartce, mazakiem zamocowanym do uchwytu (zamiast klasycznego freza). To było w naszym salonie. Potem była lampka – pierwszym namacalny produkt. Miała napis „Be creative”. Wieść o tym, że mamy taką maszynę zaczęła rozchodzić się pocztą pantoflową. Ludzie dowiadywali się o tym, że możemy wycinać różne rzeczy i zlecali nam projekty.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna
I tak po prostu zaczęliście je realizować?

Właściwie to tak. Na początku byłam bardzo zaskoczona tym, ile pracy wymaga wykorzystanie naszej maszyny. Byłam przekonana, że zaprojektuję wszystko w wektorach i potem po prostu to wytniemy. Z czasem okazało się, że musimy nauczyć się programować to urządzenie, że przy każdym materiale sytuacja nieco się zmienia… A to z kolei oznaczało, że mamy przez sobą sporo nauki. Do każdego projektu trzeba podejść technologiczne. Od początku nie baliśmy się jednak żadnych zleceń. Wszystkie traktowaliśmy jak wyzwania. Każdy nowy materiał był dla nas niespodzianką. Szukaliśmy odpowiednich narzędzi, uczyliśmy się parametrów obróbki. To była metoda prób i błędów. Marek ma ogromną wiedzę technologiczną i wyobraźnię mechaniczną oraz inżynierską. Podejmowaliśmy się robienia rzeczy, które pewnie innym wydawałyby się raczej karkołomne (śmiech).

Zanim opowiesz o tych projektach, powiedz, proszę, czym zajmowaliście się wcześniej.

Ja pracowałam między innymi jako grafik, a Marek współpracował z firmą, która projektowała oświetlenie. Obecnie Marek wrócił do pracy w zawodzie… Ponad rok oboje byliśmy tu na miejscu, ale uznaliśmy, że bez problemu wszystko pogodzimy. Mamy ciągłość zleceń, ale ja sama świetnie daję sobie z nimi radę. Zamówienia na tworzywo i drewno zawsze trafiają do mnie, a większe formy realizujemy wspólnie, najczęściej w weekendy.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna
Jednym z Waszych zleceń był szyld To się wytnie. Wspominałaś, że to było bardzo ciekawe i wymagające zlecenie.

Historia tego szyldu jest dosyć zabawna. Pomysł na jego realizację powstał w grupie przyjaciółek, w czasie jednego ze spotkań przy piwie. Właściciel tej kawiarni to nasz przyjaciel. Uznałyśmy, że fajnie byłoby, w ramach prezentu urodzinowego, zrobić dla niego szyld, który z resztą już wcześniej zaprojektował mu Tomek Biernat, odpowiedzialny również za mural Kocham Pragę. Szyld powstawał przez zaledwie tydzień, chociaż jest bardzo okazały i znajduje się w nim sporo ozdobników. Jesteśmy z niego bardzo dumni!

Potem na Pradze – i nie tylko – pojawiały się Wasze kolejne szyldy.

Ciężko poukładać mi te zlecenia w czasie i nawet już nie pamiętam, który i kiedy robiliśmy. Nasza działalność na Pradze szybko się przyjęła i mieliśmy okazję realizować zamówienia także dla sąsiadów. Mieszkamy na Pradze od 7 lat, możemy powiedzieć, że to nasze miejsce na ziemi i zapuściliśmy już tu korzenie – rodzinne i zawodowe. Jeden z pierwszych szyldów, który wykonaliśmy, był dla firmy z Berlina, która zajmuje się produkcją i sprzedażą butów. To szyld ze stali, miał być bardzo industrialny. Pamiętam, że Marek wycinał go ręcznie spawarką przetapiając stal na wylot. Robiliśmy szyldy dla studia tatuażu Stink Tattoo oraz Domu Kultury Praga, żłobka Miś Joga oraz Towarzystwa Przyjaciół Pragi. Postawiliśmy też mocno na home decor, bo widzimy, że nasze dodatki do mieszkań cieszą się dużą popularnością.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna
Lampki dla dzieci! Pamiętam jednorożca z targów w Muzeum Warszawskiej Pragi!

Historia powstania tych lampek również jest związana z naszymi przyjacielskimi tradycjami. Co roku w grudniu urządzamy sobie ze znajomymi z chóru spotkania świąteczne i obdarowujemy się prezentami. Postanowiłam zrobić dla maluchów coś wyjątkowego, bardziej indywidualnego, z myślą tylko o nich. Zaprojektowałam grafiki dla każdego z dzieci, biorąc pod uwagę ich zainteresowania. Po wycięciu elementów na maszynie sama je pomalowałam farbami akrylowymi córki (śmiech). Odkąd robimy również home decor, ludzie zaczęli postrzegać nas jak firmę do zadań specjalnych. Nauczyliśmy się, że zaprojektowane wzory możemy wykonać praktycznie ze wszystkiego.

Nie macie problemu z pozyskiwaniem surowców?

Nie, absolutnie. Znajomy stolarz z Lubelszczyzny często dzieli się z nami swoimi pięknymi kawałkami drewna dębowego i jesionowego. Dla niego są niekiedy za małe żeby wykonać blat czy schody, a nam przydaje się do drobniejszych elementów. Nigdy nie mieliśmy problemu ze zdobyciem surowca.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna

A te zadania specjalne? Czy któreś z nich wyjątkowo zapadło Ci w pamięć?

Na pewno zamówienie na pamiątkową podkowę właśnie na Lubelszczyznę było dosyć osobliwe, bo nie dostaliśmy praktycznie żadnych wytycznych poza zdjęciem z logo sklepu, mieliśmy tą grafikę odtworzyć i wkomponować w motyw podkowy, wykorzystując w tym celu dąb. To było dla nas spore wyzwanie. Wtedy jeszcze nie znaliśmy dokładnie możliwości naszej maszyny i nie mieliśmy aż takiego doświadczenia z materiałem. Nie było dla nas zbyt oczywiste, jaka powinna być prędkość obrotowa narzędzia, jego posów… W sumie dobrze, że nic wtedy nie spaliliśmy (śmiech).

W swojej pracy programujecie maszynę, korzystacie z elektronarzędzi, zlecacie wycięcie stali podwykonawcom, ale mówicie, że zajmujecie się rzemiosłem. Czy nie spotkaliście się z negatywną oceną, zarzutem, że nie pracujecie zgodnie z tradycją?

Prawdę mówiąc, drażni nas nadmierna prawilność w podejściu do współczesnego rzemiosła. Tego nie wolno, tak się nie powinno… Uważam, że faktycznie zajmujemy się rzemiosłem. Mało który stolarz nie korzysta absolutnie z żadnych elektronarzędzi. Po co zatrzymywać się w średniowieczu i nie korzystać z nowoczesnych rozwiązań? Każda branża tak robi – spójrz na medycynę. My sami zbudowaliśmy naszą maszynę – to dopiero rzemiosło – i nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że otworzymy pracownie i będziemy na tym zarabiać. Kiedyś faktycznie pewna kobieta zarzuciła nam, że nie jesteśmy rękodzielnikami, bo wszystko wycina maszyna. Powiedziałam jej wtedy, że zapraszam do warsztatu i ocenimy, jak wiele jest w tym naszej pracy. Wycinka na maszynie to zaledwie niewielki element całego procesu, w który wchodzi wymyślenie koncepcji, wykonanie technologicznego projektu, obróbka po pracy maszyny – pomalowanie i wykończenie produktu. Dotychczas nie mieliśmy żadnej konfrontacji z przedstawicielami tradycyjnego rzemiosła, ale zdarza się, że również oni sięgają po nasze usługi. Myślę, że możemy się nazwać start-upem rzemieślniczym. Nie pracujemy zgodnie ze sztuką, ale za to jakościowo i najlepiej, jak umiemy. To nasza działalność i możemy ją wykonywać dokładnie tak, jak chcemy i dla osób, które są zainteresowane naszymi produktami. Oczywiście tradycja jest piękna i magiczna, ale według nas to nie jest konieczność. A, że współpracujemy z podwykonawcami… Każda działalność musi korzystać z outsourcingu, nie zawsze opłaca się przerabiać coś własnymi rękami.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna
Nazwalibyście się rzemieślnikami?

Jesteśmy Natalią i Markiem ze Stalowej. Najczęściej wszyscy nazywają nas inżynierem i inżynierową (śmiech).

Jak znajdujecie klientów? Nie jeździcie praktycznie na żadne targi. Czy był jakiś moment kulminacyjny, kiedy ludzie zaczęli interesować się Waszą ofertą?

W naszym przypadku klientów się nie szuka, oni sami do nas przychodzą. Nie mieliśmy jakichś sinusoidalnych skoków popularności. Ludzie pytali mnie, jak załapaliśmy się do TVN-u – nie wiemy, to oni do nas zadzwonili. Najwyraźniej nasze rzeczy same się bronią, a nasza historia wzbudziła ich zainteresowanie. Co do targów – to absolutnie nie dla nas, bo nie mamy stałej oferty produktowej. Robimy głównie rzeczy na zamówienie. Być może kiedyś będziemy mieli rzeczy na stanie, ale na razie koncentrujemy się na sprzedaży bezpośredniej, zamówieniach i realizacji. Pewnie każdy Wam to mówi, ale zawsze kilka pierwszych zamówień jest frajerskich i tak zdobywa się pierwsze kontakty, buduje portfolio. Robi się robotę za pół darmo, chociaż wiadomo, że jest więcej warta, ale dzięki temu nabierasz doświadczenia i możesz wypromować swoją markę. Ludzie kupują oczami, muszą zobaczyć, co jesteś w stanie dla nich wykonać. Musisz im pokazać, że nie robisz tandety.

Projekt Pracownie_wywiad_Ślusarnia Stalowa_fot_Natalia Miedziak Skonieczna

Czy w Waszej ocenie macie dużą konkurencję?

Moim zdaniem nie. Nie realizujemy zamówień jak zwykłe firmy reklamowe. Oczywiście wybór szyldu rzemieślniczego czy w ogóle produktu od rękodzielnika jest jakąś fanaberią, bo zawsze możesz znaleźć coś tańszego. To kwestia wyboru. My staramy się pracować z materiałami, które są trwałe i naturalne, ale nie zamykamy się na żadną możliwość. Brat Marka jest metaloplastykiem i na początku często korzystaliśmy również z jego wiedzy.

Masz ulubiony surowiec?

Mosiądz. On przepięknie się graweruje. Wygląda absolutnie spektakularnie i do tego się błyszczy!

A stal nierdzewna? Pytam, bo znam historię o Waszych obrączkach.

Tak, to prawda. Przyjaciółka podsunęła nam ten pomysł, żeby wykonać sobie samodzielnie obrączki ślubne ze stali nierdzewnej. Skoro nierdzewka jest jednym z najbardziej pancernych materiałów, to będzie to też największa gwarancja sukcesu dla naszego związku. Jak widać – udało się (śmiech).

Wspominałaś, że dobrze Wam na Stalowej. To Wasza druga pracownia przy tej ulicy. Rozważacie zmianę lokalizacji, gdyby powstała przestrzeń dedykowana pracy rękodzielniczej?

Chętnie, ale widzimy, że wszystkie przestrzenie tworzone dla rzemieślników są bardziej przeznaczone dla artystów. Słyszałaś naszą maszynę – jest bardzo mała, jednak może być uciążliwa dla sąsiadów, a my bardzo tego nie chcemy. Nikt zajmujący się ciężkim rzemiosłem nie będzie wchodził na trzecie piętro z materiałami bez windy towarowej. Na piętrze nie sprawdzą się też ciężkie maszyny, które rezonują. Do takiej pracy są potrzebne przestrzenie przemysłowe – przygotowane na duży hałas i różne zapachy. Powinno się tworzyć takie lokalizacje. A to, co obecnie proponuje miasto, raczej nie spełni swojej funkcji. Ta przestrzeń powinna być wysoka, parterowa, posiadać ogrzewanie! Nigdzie go nie ma. Miasto chce wykorzystać potencjał rzemieślników, ale na przykład lokale na Pradze są w rozpaczliwym stanie i niczego nie wolno w nich robić. A przecież prawda jest taka, że rzemieślnikom nie jest potrzebne piękne i czyste miejsce. Ważna jest kubatura, przewiew i pewność, że nikomu nie będziemy przeszkadzać! Wspólnoty rzemieślnicze są super, na pewno to by świetnie działało. Z tego mogłyby wyjść tylko ciekawe wspólne projekty i wszyscy byśmy na tym skorzystali!

Ślusarnia Stalowa

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Projekt Pracownie

NAPISZ DO NAS

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Znasz rzemieślnika lub artystę, który podzieli się z nami swoim doświadczeniem, pasją? Napisz do nas!

kontakt@projektpracownie.pl Od 25 maja 2018 roku obowiązuje „RODO”, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony danych osobowych i w sprawie swobodnego... >