Historia pracowni konserwacji papieru, skóry i porcelany Renovatio, którą obecnie prowadzi Katarzyna Kimula, sięga 1978 roku. Właśnie wtedy jej mama, Barbara Krzystowska, założyła niewielką firmę, w której naprawiała dawną ceramikę, a także zajmowała się renowacją ram, konserwacją malarstwa i rzemiosła artystycznego. Pani Barbara kontynuuje w ten sposób tradycje „Gabinetu Naprawy Dzieł Sztuki” mistrza Gracjana Lepianko, u którego zdobywała doświadczenie. Obecnie wspiera swoją córkę w dalszym prowadzeniu działalności. To właśnie ona – jej córka Kasia – zaprasza nas do swojej pracowni, aby opowiedzieć o sztuce naprawiania, czyli o tym, jak została konserwatorem i jak wygląda jej praca.
Podczas przeglądania oferty na stronie internetowej Renovatio, a potem przebywając w pracowni na warszawskim Grochowie, odnosimy wrażenie, że w warsztacie Kasi można poddać konserwacji absolutnie wszystko. Zarówno stare druki, rękopisy, grafiki, rysunki oraz obrazy, jak i banknoty, fotografie, czy skórzane obicia mebli. Wiemy, że do pracowni trafia także potłuczona porcelana, szkło oraz uszkodzone przedmioty z drewna, metalu, gipsu i kości. Na ścianach widzimy stare ramy, otaczają nas antyki i uszkodzone figurki z porcelany.
Projekt Pracownie: Jesteśmy w pracowni o długiej tradycji. Czy możesz na początku powiedzieć więcej o historii swojej mamy?
Katarzyna: Mama jako młoda dziewczyna szukała pracy w Warszawie. Zgłosiła się do urzędu i dostała propozycję posady jako pomoc Gracjana Lepianki na Krakowskim Przedmieściu. Lepianko był znanym konserwatorem w powojennej Warszawie. Mama bardzo dużo się od niego nauczyła, choć były sekrety, z których tajemnicą musiała zmierzyć się sama. Pracowała tam do 1978 roku, a potem, kiedy byłam jeszcze mała, zdecydowała się otworzyć własną pracownię przy ul. Ostrobramskiej. Na początku prowadziła ją z moim ojcem. Pomógł on rozszyfrować, jakich materiałów i preparatów używał wcześniej Lepianko – mistrz znał sposoby na odpowiedni dobór składników do prac konserwatorskich. Na fiolkach nie było żadnych proporcji, napisów ani nazw. Można powiedzieć, że pilnie strzegł swoich tajemnic, więc żeby potem taką działalność kontynuować samodzielnie, mama musiała to wszystko odtworzyć. Wypracować też własne techniki pracy.
Czyli Twoja mama całą swoją wiedzą na temat konserwacji zdobyła dzięki praktyce u mistrza Lepianki?
No właśnie niezupełnie… Uczyła się też z książek, korzystała z wiedzy konserwatorów, artystów i innych ludzi, którzy chcieli z nią współpracować, pracować u niej lub po prostu bywali w jej pracowni. Wiele nauczyła się od mojego ojca, który był tzw. „złotą rączką”. Podobnie jak ja teraz, wymyślała różne sposoby uratowania cennych przedmiotów przy nietypowych problemach. Uczyła się od niego i z czasem miała już na tyle dużo doświadczenia, że mogła samodzielnie wykonywać wszystkie prace konserwatorskie. Głównie te związane z porcelaną, ale nie bała się żadnych zleceń.
Ciekawe, że było wówczas takie zapotrzebowanie na naprawianie porcelany. Dzisiaj rzadko się to zdarza. Jak komuś stłucze się kubek, to po prostu ląduje on w śmietniku. Jak było wtedy? Kto zgłaszał się do Twojej mamy – raczej zwykli ludzie, którzy chcieli coś naprawić, czy instytucje z zabytkowymi przedmiotami?
Prawie nigdy nie były to instytucje, przede wszystkim trafiały do niej osoby prywatne. W tamtych czasach Polska była krajem zamkniętym. Porcelana krążyła między ludźmi, ale trudno było sprowadzić ją z zagranicy. Bardzo często naprawiano rzeczy, które były w rodzinie od lat, bo w tamtych czasach miały one wyjątkową wartość, nie tylko sentymentalną.
Kiedy Ty dołączyłaś do działalności mamy?
Na początku mama musiała zatrudniać pracowników, bo miała tyle zleceń. Kiedy wyjechała na rok do Stanów, pracownią zajęła się moja siostra, Anna. Miała wtedy 18 lat. Początkowo, podobnie jak ja, planowała pracować z mamą, była po szkole grawerskiej, ale potem obrała inną drogę. Teraz jest architektem wnętrz. Po powrocie mamy jeszcze przez jakiś czas działały wspólnie, a po szkole średniej ja zaczęłam pracować i tak już zostało. To był trudny moment, bo już wtedy rynek zaczęły wypełniać antyki bez żadnej skazy z zagranicy i miałyśmy coraz mniej zleceń. Pamiętam nawet, że jeden antykwariusz powiedział kiedyś, że każda uszkodzona porcelana to tak naprawdę porcelana, której już nie ma…
Skończyłaś Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie?
Na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie studiowałam 2 lata, potem przeniosłam się na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i w sensie formalnym jestem absolwentką tego drugiego. Podobno toruńscy absolwenci tego kierunku są najbardziej cenionymi i poszukiwanymi specjalistami z dziedziny konserwacji papieru i skóry na świecie.
Ale to chyba właśnie Twój dyplom był jednym z największych wyzwań, z jakimi musiałaś się zmierzyć w pracy konserwatora…
Mój dyplom faktycznie był dla mnie ogromnym wyzwaniem. Mam problem z syntetycznym ujęciem w kilku słowach tematu, nad którym pracowałam prze ok. 2 lata. Wymyślenie programu prac konserwatorskich, badania zarówno historii jak i technologii wykonania, szczegółowe opisywanie zniszczeń oraz etapów pracy, czyszczenie na sucho i na mokro, stabilizacja atramentów, uzupełnianie ubytków papieru, ponowne zszycie kart książki, wykonanie nowej oprawy skórzanej i wklejenie oraz wpasowanie do niej pozostałości starej oprawy, wykonanie zdjęć i wiele innych czynności… Moim zadaniem dyplomowym było naprawienie rękopiśmiennej księgi ze Świdnicy, w której występowała właśnie korozja tego atramentu. Musiałam wybrać odpowiednią metodę, czyli albo rozłożyć te 410 kart, albo próbować pracy z nimi „na bloku” tzn. bez rozbierania książki na składki, a potem na pojedyncze karty. W finale zajmowałam się każdą z kart oddzielnie.
A najtrudniejsze zlecenia, z jakim przyszło Ci się zmierzyć? Które utwierdziło Cię w przekonaniu, że jesteś dobra w tym, co robisz?
Myślę, że w pracy konserwatora raczej nie czuje się tego, że trudne zlecenia Cię uskrzydlają. Raczej ma się nadzieję, że już nigdy więcej nie trzeba będzie się go podjąć (śmiech). Zwłaszcza wtedy, gdy jesteś konserwatorem papieru czy porcelany i nie lubisz chodzić na kompromis. Mówiąc wprost – jeśli jest się perfekcjonistą. To bardzo trudna dziedzina, wymagająca wiele wyczucia, cierpliwości i wiedzy z wielu dziedzin nauki.
A gdybyś miała opowiedzieć, jak odbywa się konserwacja papieru, to jakie etapy byś wskazała?
Najpierw sprawdzam, czy można bezpiecznie pracować nad obiektem tzn. czy nie jest zagrzybiony. W razie potrzeby przeprowadzam zabiegi defumigacji, dezynfekcji i dezynsekcji lub też zlecam to specjalistycznej firmie. Wykonuję dokumentację fotograficzną i planuję jakie zabiegi będę musiała wykonać, czyli przygotowuję tzw. projekt konserwatorski. Zwykle na początek oczyszczam papier na sucho. Robię to za pomocą gumek o różnej miękkości pędzli, skalpeli, specjalnych gąbek, a nawet ściereczek z mikrofibry. Kiedy przechodzę do czyszczenia na. mokro, najważniejsza jest konserwatorska delikatność. Papier może łatwo się rozedrzeć. Dlatego wcześniej zawsze sprawdzam rozpuszczalność atramentów, tuszu z pieczątek, farb aby rozpływając się nie spowodowały zaplamień albo nie znikły podczas zabiegów na mokro. Gdy trzeba to używam płynu utrwalającego lub w inny sposób zabezpieczam. Najczęściej przeprowadzam zabiegi na mokro, co zwykle przynosi najlepsze efekty i jest powszechnie przyjętą praktyką konserwatorską. Podczas kąpieli oczyszczających jest czas na usuwanie zaplamień, wypłukiwanie produktów rozkładu papieru i innych zanieczyszczeń, które się w nim nagromadziły, odkwaszanie, wzmacnianie i uelastycznianie. Pewnie już każdy słyszał o tzw. „kwaśnym papierze”, z powodu którego wiele książek z ubiegłego wieku, nawet tych nigdy nie używanych, staje się pożółkła, krucha i rozsypuje się niemal przy każdym dotknięciu. Po takim oczyszczaniu papieru sklejam go i uzupełniam jeśli jest taka potrzeba, wzmacniam roztworem metylocelulozy, oraz suszę i prostuję, zwykle w prasie między chłonącymi wilgoć tekturami. Jednak stosowanie zabiegów na mokro nie zawsze jest możliwe. Gdy pracuję „na sucho”, odkwaszam papier metodą bezwodną nazywaną bookkeeper – zwykle korzystam z wyspecjalizowanych w tej dziedzinie firm posiadających odpowiedni sprzęt. Klejenie i uzupełnianie ubytków w papierze wykonuję wtedy na „półsucho”. Później robię dokumentację fotograficzną po konserwacji.
Opowiadasz o tym wszystkim i czuję się jakbyśmy były w laboratorium. Jak dużej wiedzy chemicznej wymaga praca konserwatora papieru?
Chemia na Akademii Sztuk Pięknych była dla mnie największym problemem. Nie przypuszczałam, podczas wybierania tego kierunku, że będę musiała zdobyć wiedzę w tej dziedzinie w tak dużym zakresie. Pierwszy rok studiów to było trochę przypominanie podstaw. Musiałam pomagać sobie korepetycjami. Na szczęście udało mi się nadrobić wszystkie zaległości i zdałam – nawet nie najgorzej – teoretyczne, jak i praktyczne egzaminy z dość szeroko pojętej chemii.
W jaki sposób uzupełniasz dziury w takich starych banknotach, jak ten, który właśnie oglądamy? Zszywasz to? Co właściwie możesz zrobić z tym przedmiotem, aby wglądał lepiej? Tu jest nawet odcisk po jakiejś taśmie…
Plastry to zmora dla konserwatorów! Każdy z nich jest inny, najczęściej z czasem żółkną albo brązowieją. Bardzo trudno je usunąć. Te kolory mocno wiążą się z włóknami papieru. Podobnie jest z plamami po grzybach czy tłuszczu.
Co do samego uzupełniania – mam sporo papierów, które dobieram odpowiednio do każdego zlecenia, nad którym pracuję. To akurat produkcja własna, ale są też do kupienia w specjalnych sklepach, które dostarczają materiały dla konserwatorów. Można i trzeba wybrać odpowiedni kolor i fakturę. Czasem wklejam kawałki papieru, a innym razem w miejsce ubytku nanoszę coś w rodzaju pulpy papierowej, czyli takiego rozwłóknionego papieru – zawiesiny z włókiem papieru. Mam też specjalną maszynę do uzupełniania ubytków masą papierową.
Na Twojej stronie jest kilka pojęć, które dotyczą urządzeń niezbędnych do wykonania konserwacji np. papieru. Czy możesz nam opowiedzieć, do czego one służą i jak wykorzystujesz je w swojej pracy? Np. stół niskociśnieniowy, maszyna do uzupełniania masy papierowej…
Stół niskociśnieniowy służy do pracy na mokro, prasowania i podklejania kart papieru w kontrolowanych warunkach. Podczas pracy korzystam z niego najczęściej wtedy, gdy wiem, że papier ma dużą szansę się rozpaść. Powietrze trzyma papier w zwartej formie, co pozwala mi spokojnie wykonać zasadniczą część konserwacji pod ciśnieniem. Na podobnej zasadzie działa maszyna do uzupełniania masą papierową. Dzięki maszynie do uzupełniania papieru, możliwa jest rekonstrukcja podłoża papierowego zabytkowych dokumentów, które uległy zaawansowanym zniszczeniom.
Rzuciło mi się w oczy jeszcze określenie „papier czerpany”? Co to takiego?
To papier czerpany na specjalnym sicie, przez co pozostaje na nim ślad tego sposobu produkcji, czyli tzw. kresy, żeberka i czerpy. Jest to tradycyjna forma powstawania papieru. W dużej kadzi z wodą znajduje się zawiesina z włóknami. Wkłada się do niej płaskie sito z ogranicznikiem i wyciąga trzymając w poziomie – to jest właśnie czerpanie. Woda przesącza się i pozostaje tylko warstwa swobodnie rozłożonych włókien. Po sprasowaniu i wysuszeniu otrzymuje się kartkę papieru.
To jeszcze wyjaśnij, proszę, czym jest szywadło i kauter?
Szywadło to urządzenie, na którym możesz ręcznie zszyć książkę. Bardzo proste. A kauter to po prostu małe żelazko m.in. do papieru. Możesz nim też nadtopić wosk. W tej dziedzinie, jak w każdej innej możesz znaleźć masę narzędzi i urządzeń stworzonych z myślą o konkretnej czynności w pracowni.
Wróćmy jeszcze do konserwacji porcelany. Ostatnio widziałam na kilku stronach, że część pracowni uzupełnia stłuczoną ceramikę złotem. Czy brałaś pod uwagę również takie podejście do tematu?
Nie. Moim założeniem jest naprawienie porcelany tak, żeby jak najbardziej przypominała swój pierwotny wygląd. Nie chcę, żeby był na niej ślad mojej pracy. Nie chcę też nadawać jej nowego charakteru takimi udoskonaleniami. Nigdy też nie zmieniam wzoru ani koloru porcelany, która do mnie trafia, żeby ukryć ślady zniszczenia. To jest według mnie wykonanie nowego produktu, a nie naprawianie tego wyjściowego. Nie o to chodzi w mojej pracy. Pamiętam, jak kiedyś się wzruszyłam, kiedy pewna pani przyniosła mi do pracowni przedmiot, który jako dziecko stłukła swojej mamie. Bardzo ważna pamiątka, bo to był prezent ślubny. Do mnie trafił cały posklejany plastrami materiałowymi, które już były całkiem żółte i się rozpadały. Ta kobieta chciała u mnie naprawić szkodę, którą zrobiła swojej mamie w dzieciństwie i zależało jej na tym, żeby ten prezent ślubny wyglądał dokładnie tak, jak wtedy, kiedy jej mama go dostała.
Jakie są ceny konserwacji? Jesteś w stanie podać jakiś cennik takich usług?
Ceny niestety nie należą do niskich. Trudno ustalić coś takiego jak cennik konserwatorski. Jeśli już stosuję jakiś cennik to raczej jest to zasada „nie mniej niż…” np. proste klejenie porcelany od 50 zł, bardziej skomplikowane klejenie, uzupełnienie 1 ubytku od 150 zł, odtworzenie elementu np. dłoni nie mniej niż 300 zł. Przy klejeniu i uzupełnianiu szkła nie mniej niż 120 zł. Przy konserwacji papieru ceny zaczynają się od 150 zł, przy większych formatach od 400 zł. Wszystko zależy od stopnia zniszczenia zabytku, trudności wykonania i czasu, jaki to zajmie. Dlatego każdorazowo wyceniam pracę indywidualnie.
Czujesz się bardziej artystką, rzemieślniczką, a może chemikiem?
Czuję się rzemieślniczką i nie widzę potrzeby, żeby nazywać się artystką, mimo że ukończyłam kierunek artystyczny. Lubię wymyślać, jak coś naprawić i jeśli wziąć to za proces twórczy, to w tym sensie jestem też artystką. Chociaż mam dyplom konserwatora papieru, to mam czasem wrażenie, że w tej dziedzinie ciągle wiem za mało. Moje umiejętności to kwestia doświadczenia. Współpracowałam kiedyś z Mennicą i szykowałam na wystawę ponad 40 przedmiotów różnego typu – dokumentów, starych banknotów. To było wyjątkowo ciekawe móc pracować z tak rzadkimi egzemplarzami i zadbać o to, żeby dobrze się prezentowały! Pamiętam też, a przekazał mi to mój klient, którego świetna kolekcja polskiej porcelany miała być prezentowana w Zamku Królewskim w Warszawie, że jak dyrektor Zamku zobaczył naprawiane przede mnie obiekty i wyraził swoje uznanie.
Renovatio
- katarzyna.kimula@gmail.com
- 608 116 675
- Ludwika Kickiego 2/lok 3, Warszawa
- http://renovatio.waw.pl