Ścieżki Martyny Zastawnej, założycielki WoshWosh, i Projektu Pracownie przecinają się wielokrotnie od czasu powstania naszej inicjatywy. Śledzimy wszystkie aktywności marki WoshWosh: przekazywanie części zamówień do doświadczonych mistrzów szewskich, akcje społeczne organizowane przez Martynę, takie jak coroczna zbiórka i odnawianie butów dla bezdomnych. Kiedy umawiamy się z Martyną na rozmowę, wiemy, że nie będzie to dyskusja o jej rzemieślniczej ścieżce, ale o pomyśle na nowoczesną firmę, zajmującą się naprawianiem i personalizowaniem obuwia w duchu zero waste.
Tym, co nas zaskakuje, gdy przygotowujemy się do wywiadu z Martyną, są wysoko wypozycjonowane teksty dotyczące jej początkowych kryzysów. I chociaż po pierwszych komplikacjach w prowadzeniu działalności Zastawna przyznała się do błędów i wyraziła za nie żal, wciąż więcej można poczytać właśnie o pierwszych potknięciach niż o tym, co Martyna osiągnęła w czasie 5-letniej historii prowadzenia WoshWosh. Dopiero dalsze poszukiwania w wyszukiwarce prowadzą nas do materiałów o zbiórce obuwia dla bezdomnych i bezpłatnej naprawie wszystkich przekazanych egzemplarzy, o wspieraniu podupadających zakładów szewskich oraz licznych wystąpieniach młodej przedsiębiorczyni, w których przekonuje innych do odpowiedzialnego prowadzenia biznesu z poszanowaniem środowiska. Wyróżniona w licznych plebiscytach i konkursach założycielka WoshWosh bez wstydu opowiada o swoich porażkach i największych sukcesach. W czasie rozmowy zastanawiamy się, jak znaleźć złoty środek między korzystaniem z doświadczeń starszych pokoleń rękodzielników a umiejętnym sięganiem po siłę sprawczą, która umożliwi wdrożenie zmian w postrzeganiu i wykorzystywaniu pracy ręcznej.
Projekt Pracownie: W Twoim wypadku określenie działalności „rzemieślniczą”, zwłaszcza na początkowym etapie, było raczej znamienne w skutkach. Co o tym myślisz z perspektywy czasu? Czy definiowanie się jako marka rzemieślnicza stanowiło dobry pomysł na biznes?
Martyna: Na początku w ogóle nie myślałam, że będę się zajmować pracą rzemieślniczą. Chciałam stworzyć usługę, której mi samej brakowało. Szukałam kogoś, kto wyczyści moje zamszowe buty i przygotuje je do kolejnego sezonu. Byłam przekonana, że działają specjalne pralnie oferujące usługi tego rodzaju. Kiedy nie znalazłam takiego miejsce w Warszawie, w Polsce ani w Europie, pomyślałam, że to jest potrzeba, którą trzeba zaspokoić. Uznałam, że istnieje pewna nisza i warto się nią zainteresować. Początkowo realizowałam zlecenia samodzielnie, a ponieważ wcześniej pracowałam w reklamie, brakowało mi praktycznego przygotowania. Szukałam kursów, które pomogą mi wybrnąć z napotykanych trudności, ale do większości informacji miałam dostęp jedynie w internecie. Jeszcze 5 lat temu nie było żadnych zajęć poświęconych temu, jak czyścić buty i robić ich renowację. Przeszłam dosyć chaotyczny kurs u specjalisty od skór i byłam na miniszkoleniu u znajomego szewca mojej mamy. To wszystko. Kiedy ludzie zaczęli krytykować, że czas wykonania usługi jest zbyt długi, zwróciłam uwagę na to, że wszystkim zajmuję się samodzielnie i wykonuję prace ręcznie. Chciałam im to wyjaśnić. Skoro zaczęłam czyścić buty, to musiałam je także czasem naprawić – i tak pojawił się cały ten kontekst szewski. Gdy zrozumiałam, że muszę się w tej materii wiele nauczyć, chodziłam po okolicznych zakładach szewskich i prosiłam, żeby rzemieślnicy podzielili się ze mną swoją wiedzą. Najczęściej na moją prośbę reagowali szerokim uśmiechem i odmawiali. Nie chcieli niczego tłumaczyć młodej dziewczynie. Uznałam, że znajdę sposób, aby pokazać, że za sprawą takich firm jak moja rzemiosło może przetrwać w innym wymiarze. Chciałam, by moja idea nabrała kształtu. Obecnie powstają już firmy podobne do WoshWosh, a zaraz po tym, jak zaczęliśmy działać, nastąpił wysyp konkurencji, co moim zdaniem pokazuje, że szewskie rzemiosło ma szansę, by przybierać taką nową formę. Tradycyjne zakłady szewskie za kilkanaście lat mogą upaść. Już nie będziemy szukać szewców między blokami, ale zapotrzebowanie na takie usługi nie zniknie.
Rzemiosło i rzemieślnik. Jak rozumiesz oba te pojęcia i czy uważasz, że będą musiały przejść redefinicję, aby wciąż istnieć w codziennej nomenklaturze?
Wydaje mi się, że to wszystko jest płynne. Obecnie definicja rzemieślnika z całą pewnością się zmienia. W ogólnym rozumieniu rzemieślnik to bardzo archaiczne sformułowanie. Taki rzemieślnik z czasów PRL-u to zupełnie inny rzemieślnik niż ten, który działa obecnie. Przede wszystkim dlatego, że świat się zmienia i trzeba się do niego dostosować. My jako WoshWosh stanowimy odpowiedź na nowe formy rzemiosła. I chociaż początkowo popełniłam szereg błędów, bo musiałam to wszystko, co robimy, nazwać i określić, to obecnie mamy ponad 35 tysięcy odnowionych butów na koncie, a ludzie wciąż przynoszą kolejne. Co ciekawe, pracują u mnie same dziewczyny – w dawnym rzemiośle fakt, że buty naprawia kobieta, był bardzo stygmatyzujący. Walczymy z tymi stereotypami. Obecnie widzę duży wzrost znaczenia rzemiosła i mam wrażenie, że to przekłada się także na zainteresowanie naszymi usługami. Nasza firma działa ekologicznie, a jej głównym celem jest ochrona rzemiosła, jego kultywowanie i działanie w duchu zero waste. Wszystko się łączy. Zwłaszcza w kontekście tego, że ludzie chcą być bardziej ekologiczni, więc zależy im na tym, by producenci brali większą odpowiedzialność za sposób, w jaki powstają ich produkty. A kto może ponieść większą odpowiedzialność niż ktoś samodzielnie robiący rzeczy? Dlatego ludzie coraz częściej dostrzegają, że mogą wybrać rzemiosło jako drogę do pozyskania i naprawiania przedmiotów.
WoshWosh współpracuje z mistrzami rzemiosła szewskiego. Przekazujecie do kilku pracowni swoje zamówienia na bardziej skomplikowane prace przy obuwiu, zgadza się?
Tak, to kolejny pomysł na aktywizowanie szewców. Wszystko zaczęło się od Pana Adama z Mokotowa, któremu groziła likwidacja zakładu. Chcieliśmy mu pomóc, nagłaśniając jego problemy. Zbieraliśmy buty, wysyłaliśmy je do niego i zapewniliśmy mu ciągłość zamówień. Pamiętam, że wtedy sporo dopytywałam w tym środowisku, jakie są potrzeby i oczekiwania w kontekście przyszłości szewskiego rzemiosła. Niewiele osób wykazywało zainteresowanie chociażby prowadzeniem szkoleń dla młodszych pokoleń. Akcja z Panem Adamem to była pierwsza edycja wspomnianego rodzaju współpracy. Kolejne sprawiły, że nawiązaliśmy kontakt z kilkoma szewcami w Warszawie.
Nie wolałabyś mieć własnego szewca w WoshWosh? Zatrudnić kogoś na miejscu?
Poszukiwanie szewca wcale nie należało do najłatwiejszych zadań. Przez jakiś czas ogłaszaliśmy na Facebooku, że przyjmiemy kogoś takiego do pracy, ale nie dostaliśmy żadnych namiarów. Pojawił się u nas młody chłopak, uczony zawodu przez ojca, który był tu zaledwie chwilę. Stwierdziliśmy, że lepiej korzystać z usługi podwykonawców – sprawdzonych szewców. To dla nas bardzo elastyczne rozwiązanie, pozwalające pomóc osobom, które nie przywiązują wagi do reklamy, przez co trudniej im pozyskiwać nowe zlecenia.
A czy Martyna Zastawna zajmuje się jeszcze naprawą butów?
Teraz już bardzo rzadko, ponieważ mam na głowie zarządzanie firmą. Kiedy na początku zrozumiałam, że nie poradzę sobie samodzielnie z tymi wszystkimi zamówieniami, zaczęłam budować zespół, żeby firma mogła działać na odpowiednim poziomie i sprawnie realizować zlecenia – za te braki byliśmy na początku najbardziej krytykowani, więc chciałam to naprawić. A co za tym idzie, musiałam skupić się na pracy osoby zarządzającej WoshWosh, co według mnie nie jest moją najmocniejszą stroną (śmiech). Oczywiście zostałam brand hero marki, ale chciałabym, aby to powoli się zmieniało. Z byciem twarzą WoshWosh wiązało się wiele stresów, chociaż też pozytywnych chwil – gdy na początku nie wszystko szło idealnie, ktoś przebił mi opony w aucie, a gdy zaczęłam wychodzić na prostą, pojawiły się nagrody w plebiscytach i konkursach. Teraz WoshWosh tworzą fantastyczni ludzie, którzy tak naprawdę nadają mu obecny kształt, i myślę, że nie muszę już stać na pierwszej linii.
WoshWosh to dla mnie superprojekt, który stworzyłam, bo chciałam mieć firmę odpowiadającą na ważne dla mnie wartości. Chciałam, żeby ludzie nauczyli się naprawiać, a nie wyrzucać rzeczy, i cieszy mnie, że obecnie tak się dzieje. Ta idea jest fantastyczna. Czuję bardzo dużą dumę z tego, co osiągnęliśmy, ale nie umiem teraz powiedzieć, jak będzie za dwa lata, a jak za dziesięć, a także jaka będzie moja rola w firmie. Na pewno nie chciałabym być postrzegana do końca życia jednoznacznie jako WoshWosh. Mam plan na rozwijanie się także w innych kierunkach. Niesamowicie fascynuje mnie temat społecznej odpowiedzialności biznesu.
A skoro już jesteśmy przy społecznej odpowiedzialności biznesu… Czemu dużym firmom produkcyjnym jest tak trudno wprowadzić zmiany, które uczynią je bardziej odpowiedzialnymi? Czy gdyby dziś ogromna firma powiedziała, że od jutra będzie ekologiczna i wdroży oczekiwane ulepszenia ad hoc, odbierzesz ją jako autentyczną?
W takich dużych firmach zmiany są trudniejsze. To fascynujący temat i planuję napisać doktorat o tym, jak wygląda etyka takiego działania, szczególnie w korporacjach. Prawda jest taka, że duża firma, aby móc się nazywać odpowiedzialną, musi zmienić dziesiątki tysięcy rzeczy. Aby to była faktyczna zmiana, nie wystarczy certyfikat, który zaświadczy, że część rzeczy wdrożyli, a część niekoniecznie. Trzeba pamiętać, że jeśli firma od 40 lat używa plastiku, zatrudnia 100 tysięcy osób na całym świecie, to nie przejdzie nagłej metamorfozy w ciągu 2 lat. W przypadku małych firm jest to znacznie łatwiejsze, bo wszelkie decyzje możemy podejmować w skali tygodni a nawet dni.
Czy pandemia koronawirusa może według Ciebie przyspieszyć decyzje biznesowe dużych marek w tym zakresie?
Biznes potrzebuje dużo czasu, by się zaadaptować i wprowadzić zmiany. My współpracujemy z niektórymi dużymi markami – oferujemy im usługę czyszczenia i dezynfekcji butów. W dobie pandemii, chociaż takie rozwiązanie nadal miało sens, widać było pewne spowolnienie decyzyjności w tym zakresie. To zastanawiające, bo niby wiele mówi się teraz o zero waste i ekologii, ale okazuje się, że jak wyjedziemy 30 kilometrów za Warszawę, to wszystko nie jest już takie oczywiste. Myślę, że warto edukować rynek, przede wszystkim pokazując, jak my działamy. Robią to także inne małe firmy, które mówią otwarcie o używanych materiałach, gospodarowaniu odpadami czy technikach wytwarzania… Oczywiście największą siłę rażenia mają korporacje, ale z nimi jest tak, jak rozmawiałyśmy.
Myślę, że minęło jeszcze za mało czasu, aby powiedzieć, w jakim stopniu pandemia faktycznie zmieni podejście ludzi do pewnych spraw. Na pewno to, że wiele osób straciło pracę, zweryfikowało, jakie potrzeby są dla nas najważniejsze. Mam świadomość, że czyszczenie butów nie znajduje się w tej chwili najwyżej w hierarchii, bo to usługa premium. Możemy wrócić do tematu za pół roku.
Co jest najważniejsze dla osób, które decydują się na skorzystanie z usług WoshWosh? Właśnie to, że działacie odpowiedzialnie? Czy jednak te rzemieślnicze konotacje?
Dostrzegam spore zmiany w trakcie ostatnich lat. Na samym początku około 5% osób deklarowało, że najważniejszy był dla nich aspekt ekologiczny. Rok temu było to już 25% naszych klientów. Oczywiście warto zwrócić uwagę, że obecnie ekologia jest po prostu modna, więc częściej taka deklaracja może wynikać z chęci bycia na czasie. Nie jestem pewna, czy każda deklarująca odpowiedzialność ekologiczną osoba segreguje również śmieci i rezygnuje z plastikowych toreb… Aż 70% klientów to po prostu osoby, które mają brudne i zepsute buty, ale nie chcą się ich pozbywać, tylko je odnowić. Część to ludzie decydujący się na skorzystanie z naszej usługi z ciekawości. Teraz pewnie 1/4 odbiorców naszych usług to konsumenci, którzy po prostu znają wartości WoshWosh i decydują się na współpracę, ponieważ chcą wesprzeć ideę, jaka nam przyświeca.
WoshWosh
- napiszdonas@woshwosh.pl
- 731 740 585
- ul. Międzyborska 57/65, Warszawa
- http://www.woshwosh.pl