Kiedy Karolina – jedna z fotografek współpracujących z Projektem Pracownie – proponuje nam wywiad z Anią Grochocką z Leaf Pillows, z entuzjazmem zaczynamy planować kolejny już wyjazd do Łodzi. Z jednej strony o szyciu wiemy sporo, bo wywiadów z krawcowymi u nas nie brakuje, z drugiej zaś intryguje nas historia Ani. Ta kobieta w zaledwie kilkanaście miesięcy stworzyła potężną społeczność entuzjastów jednego z najbardziej puchatych rękodzieł, z jakimi dotychczas mieliśmy styczność.
Pracownia Ani jest tak urokliwa, jak wytwarzane przez nią produkty. Po przekroczeniu progu warsztatu czujemy się jak w ciepłym, przestronnym mieszkaniu, pełnym barw i roślinności. Także sama Ania emanuje ciepłem oraz dobrą energią. Nasze wyobrażenie o tym, kto kryje się za marką Leaf Pillows, doskonale spina się z rzeczywistością. Ciekawi nas tylko, jak zaczęła się ta przygoda. Czemu szycie? Dlaczego poduszki? Czemu tematem przewodnim stały się dla Ani właśnie rośliny? Szybko zamieniamy się w słuch.
Projekt Pracownie: Zajmujesz się szyciem dość oryginalnych poduszek. Jak zaczęła się Twoja fascynacja szyciem?
Anna Grochocka: To, że zajmuję się szyciem, nie jest niczym zaskakującym, bo jestem z nim związana od dawna. Wcześniej szyłam suknie ślubne, sukienki i gorsety. Jeszcze gdy mieszkałam w Warszawie, ukończyłam szkołę krawiecką i nauczyłam się konstrukcji odzieży. W moim domu rodzinnym ten temat także nie był nikomu obcy, bo moja mama była zawodową szwaczką. Szycie w moim życiu jest więc obecne od zawsze. W liceum plastycznym uczyłam się na kierunku zabawkarstwo i już wtedy nie brakowało mi styczności z maszynami, nożyczkami i materiałami.
Jak jeszcze mieszkałaś w Warszawie?
Tak, pochodzę z Warszawy, ale mój mąż jest z okolic Łodzi. Kiedy zaczęliśmy być razem, szybko zdecydowaliśmy, że zostaniemy na stałe tutaj. Bardzo lubię Łódź i jej klimat, dobrze się tu czuję. Na początku sporo podróżowałam między Łodzią a Warszawą gdy chorowała moja mama. Przed Leaf Pillows pracowałam jako konstruktorka odzieży w sporym zakładzie produkcyjnym. Projektowałam ubrania, które ludzie faktycznie nosili, co było super. Zależało mi jednak, żeby robić bardziej jakościowe rzeczy. Tamta praca dawała mi satysfakcję i fajne narzędzia, ale pandemiczna rzeczywistość zweryfikowała wiele spraw. Zostałam zmuszona, żeby zrezygnować, i nie chciałam tam już wracać.
Wtedy narodził się pomysł na Leaf Pillows?
Pierwsza poduszka powstała na życzenie mojej koleżanki w lipcu dwa lata temu. To ona poprosiła, żebym uszyła jej poduszkę w kształcie liścia alokazji. Obie jesteśmy maniaczkami roślin, więc mogłyśmy bardzo szczegółowo omówić ten projekt. Zadbałam w nim o każdy detal. Pamiętam, że gdy poduszka była już gotowa, wrzuciłam jej zdjęcie na Instagram i pomysł bardzo się wszystkim spodobał. Od razu zaczęto mnie namawiać, żebym założyła firmę. Nie miałam takich planów, ale im więcej osób do mnie pisało, tym większą miałam w sobie zgodę na to, co przynosi los. Zaczęłam robić kolejne poduszki, tym razem w kształcie liści filodendronów, i… byłam w kropce. Stworzyłam produkt, który ludzie chcieli kupować, ale nie miałam firmy. Zastanawiałam się, czy czekać do końca roku i pozyskiwać środki z dotacji na start, czy jednak ruszać ze wszystkim jeszcze przed świętami. To był szalony czas, a wszystko zmieniało się błyskawicznie. Decyzję w pewnym sensie pomogła mi podjąć Asia Okuniewska, która w listopadzie wspomniała o moich poduszkach we wpisie o najlepszych prezentach dla bliskich. Już nie było odwrotu. Pamiętam, że bałam się brać telefon do ręki, bo codziennie dostawałam setki wiadomości. Byłam zachwycona i przerażona jednocześnie. Firmę założyłam w niespełna dwa tygodnie. Musiałam się szybko zatowarować, nauczyć, co to znaczy mieć własną działalność w Polsce, uruchomić stronę i otworzyć sklep online. Nie mogłam spać, tak bardzo się stresowałam, czy wszystko robię dobrze. Czułam ogromną odpowiedzialność. Miałam sprzedawać ludziom swoje wyroby! Chciałam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Poza tym nie byłam pewna, czy to nie jest tylko chwilowa fascynacja która nie skończy się wraz z nowym rokiem. W grudniu mimo wszystko uruchomiłam sklep i sprzedałam absolutnie wszystkie uszyte wcześniej poduszki. Pojawiało się też coraz więcej zapytań o inne wzory.
Tak narodziła się zgromadzona wokół Leaf Pillows społeczność.
Moje konto na Instagramie jest dość personalne, ale nie intymne. Nie zdradzam tam szczegółów na temat mojego życia prywatnego, nie pokazuję męża ani naszego codziennego życia. Niemniej nie chcę, żeby było ono tylko sprzedażowe. Nie chciałabym komunikować ludziom tylko, że mają kupować moje poduszki. To miejsce jest moje i czasem wrzucam tam nawet memy (śmiech). W zeszłym roku, kiedy zmarła moja mama, postanowiłam wykorzystać ten kanał w inny sposób. Stworzyłam cykl, w ramach którego w ostatnią niedzielę każdego miesiąca zachęcam moich obserwujących do dzielenia się tym, za co są wdzięczni. Zaczęłam to robić, żeby poradzić sobie ze stratą, i wierzyłam, że to może być także inspiracją dla innych. Efekty przeszły moje oczekiwania. Zauważyłam, że moja przestrzeń stała się także bezpiecznym miejscem dla innych. Stałam się pośrednikiem i nośnikiem tej społeczności. Cykl wciąż trwa, a ja sama czerpię z niego wiele. To bardzo fajne, pouczające i rozwijające, kiedy inni dzielą się z tobą swoimi przemyśleniami. Jestem przekonana, że odkąd powstał ten cykl, wzrosła moja uważność. Dzięki tej niezwykłej społeczności rośnie też moje przekonanie, że moje poduszki nie są po prostu produktem.
Nie są tylko produktem? Co przez to rozumiesz?
Kiedy wysyłam do kogoś poduszkę, bardzo często w odpowiedzi dostaję historie związane z jej zakupem oraz zdjęcia z miejsca, do którego trafiła. Kiedyś napisała do mnie mama chłopca ze spektrum autyzmu. Okazało się, że jedna z moich poduszkowych mat idealnie go uspokaja, bo może się w nią w całości owinąć. Inna dziewczyna napisała, że używa mojej poduszki do karmienia swojego bobasa. Ludzie wykorzystują je do ćwiczenia jogi, a nawet używają jako podkładek pod napoje w łóżku. Sami odnajdują w ich zastosowania, na które ja nawet bym nie wpadła. To właśnie ludzie sprawiają, że moje poduszki stają się elementem użytkowym, a nie tylko ozdobą mieszkania.
Kiedy wybuchła pandemia, ludzie zaczęli nałogowo kupować dodatki do wnętrz, w tym także kwiaty. Czy czujesz, że ta sytuacja wpłynęła na rozwój Twojego biznesu?
Myślę, że pandemia zweryfikowała wiele obszarów naszego życia. Ludzie zaczęli przykładać wagę do tego, w jaki sposób spędzają czas. Wzięli się do malowania ścian i weryfikowania, czy np. ten ich mąż to faktycznie powinien być ich mężem (śmiech). Wybaczcie, że żartuję, ale większość osób pewnie się ze mną zgodzi. Ja nie zaczęłam tworzyć poduszek w kształcie roślin, bo rośliny zrobiły się modne. Nie czuję, żeby to było podyktowane trendami, po prostu sama, chciałabym mieć rzeczy, które robię. Myślę, że dzięki temu nie muszę się martwić, że się wypalę.
Mam taką fanaberię, żeby odwzorowywać liście roślin, które uwielbiam, z wykorzystaniem umiejętności szycia. Gdy znam jakąś roślinę, ale nie jestem pewna, jak powinna zostać odwzorowana, szukam informacji na jej temat. Świat roślin jest fascynujący i bardzo zróżnicowany. Obfituje w różne kolory, kształty i całą masę detali. Wokół tematu roślin i ich pielęgnacji również utworzyła się ogromna społeczność, dlatego często radzę się roślinomaniaków. Mam ogromną satysfakcję, gdy ktoś mi mówi, że stworzona przeze mnie poduszka wygląda jak liść żywej rośliny.
Czy po Twoje poduszki sięgają tylko roślinomaniacy?
Absolutnie nie i nie chciałabym się na nikogo zamykać. To wybór estetyczny; nie trzeba być znawcą roślin, żeby przytulać się do mojej poduszki. Nie chcę być klasyfikowana jako osoba tworząca tylko dla wybrańców lub konkretnych grup. Wiem też, że część osób nie ma ręki do roślin, a prawda jest taka, że moja poduszka nigdy się nie zasuszy ani nie zginie, niezależnie od warunków. To też może być jej atut (śmiech).
Opowiedz, proszę, więcej o materiałach, z których są wykonane Twoje poduszki, i o tym, jak one powstają. Jak długo zachowują swój kształt?
Wszystkie materiały kupuję od polskiego dostawcy. Do szycia swoich poduszek wykorzystuję welur tapicerski, bo nie tylko jest bardzo odporny na zabrudzenia i łatwo go wyprać, ale też jest bardzo wytrzymały. Moje poduszki polecam także właścicielom kotów i psów, bo bardzo łatwo pozbyć się z nich sierści. Poduszki wypełniam kulką silikonową. Odkryłam ją jeszcze w czasie nauki zabawkarstwa. Posiada ona wszystkie atesty dla alergików i bardzo długo utrzymuje swoją sprężystość. Wycięty wzór rośliny obszywam na zwykłej maszynie do szycia. Wszystkie nerwy w liściach również haftuję na maszynie. Wykorzystuję do tego ścieg zygzak, który umożliwia mi zmianę gęstości wzoru w trakcie szycia. Dzięki temu mogę bardzo realistycznie oddać wygląd prawdziwego listka, którego nerwy też nie są przecież identyczne. Zależy mi na wytrzymałości moich produktów, bo chciałabym, żeby służyły właścicielom przez lata. Chętnie też naprawię zakupioną poduszkę, jeśli w jakiś sposób się uszkodzi.
Jak znalazłaś to miejsce? Dookoła Twojej pracowni są inne warsztaty twórcze?
Trafiłam tu za sprawą szczęśliwego przypadku. Moja siostra również podjęła decyzję o przeprowadzce do Łodzi i nie mogła znaleźć mieszkania. Kiedy postanowiłam pomóc jej w poszukiwaniach – całkiem skutecznie! – przypadkiem znalazłam na portalu OLX ogłoszenie o tym lokalu. Chociaż finansowo byłam już gotowa od dawna, to psychicznie musiałam jeszcze dojrzeć do decyzji o wyprowadzeniu pracowni z sypialni w inne miejsce. Spodobała mi się atmosfera tej przestrzeni. To taka trochę komuna artystyczna z ogromnym potencjałem. Co ciekawe, to budynek należący do miasta, a tak jakby „przejęty” przez artystów.
Cieszę się, że zdecydowałam się na taki krok, bo ta przestrzeń daje mi możliwość realizowania jednego z moich marzeń. Zawsze chciałam prowadzić szkołę krawiecką, a to miejsce umożliwia mi przyjmowanie kursantów. Obecnie uczę szyć świetną dziewczynę, która dojeżdża do mnie z Warszawy. Bardzo lubię przekazywać swoją wiedzę dalej i właśnie pracuję nad e-bookiem o szyciu. Zależy mi na tym, żeby każdy, kto tylko ma chęć, mógł usiąść do maszyny do szycia po babci i po prostu uszyć dla siebie coś ładnego. Do tego rodzaju rękodzieła nie potrzeba drogich i nowych sprzętów. Planuję przygotować konkretne szablony i pomagać w stawianiu pierwszych kroków w krawiectwie. Pokazywać, jak pracują materiały i rozbudzać wyobraźnię przyszłych rękodzielników! Myślę, że szycie to bardzo przydatna umiejętność. Dawniej każdy potrafił skrócić sobie spodnie albo przyszyć do nich łatę, dziś niewiele osób samodzielnie podejmie się takiego wyzwania. W Polsce jest bardzo mało szwaczek, a te, które godzą się na złe warunki pracy, po prostu nie mają świadomości, jak cenne są ich umiejętności.
Czy na ścieżce zawodowej nie brakowało Ci znanej z tradycji opieki mistrza?
Do tego, co robię, nie był mi potrzebny mistrz. Sama myśl o takiej osobie przypomina mi o tym, co najbardziej zraziło mnie do podjęcia studiów artystycznych. Niestety spora część absolwentów takich kierunków jest zmanierowana przez swoich wykładowców i promotorów. Trudno im odnaleźć własną drogę twórczą. Mam oczywiście swoich idoli, osoby, które podziwiam, zwłaszcza w kontekście konstrukcji odzieży, ale to raczej inspirowanie się niż poszukiwanie mentora. Nie lubię tworzenia niepotrzebnych hierarchii.
Zawsze pytamy naszych rozmówców, jak zdefiniowaliby swój zawód. Jesteś rzemieślniczką? Rękodzielniczką? Krawcową? Projektantką? Artystką? A może panią od roślinnych poduszek?
Nie rozumiem potrzeby definiowania swojego zawodu. Jestem twórcą i według mnie to jest określenie nadrzędne. RĘKODZIEŁO to piękne słowo, które dokładnie oddaje to, co robią osoby takie jak ja. Tworzymy dzieła naszych rąk. Określenie TWÓRCA też jest fajne, dumne i jasno pokazuje, że tworzymy rzeczy. Dla mnie rękodzielnik i rzemieślnik jest tym samym. O poziomie naszej pracy świadczy nasze podejście, wypracowany kunszt i jakość oferowanych przez nas produktów. Jeśli masz fajny pomysł i umiesz go zrealizować, to możesz go rozwijać, nawet będąc w podstawówce. Ludzie, którzy do Ciebie przyjdą, będą utożsamiać się z Tobą jako człowiekiem, a nie z Twoimi tytułami. Najważniejsza jest autentyczność. Nie jest istotne, z czym zaczynasz, ale co wnosisz. Uważam, że najważniejsze to żyć świadomie, bez zbędnych podziałów czy etykietek i potrafić się cieszyć codziennością.
Leaf Pillows
- leafpillows.shop@gmail.com
- 789 196 345
- ul. Św. Jerzego 10/12, Łódź
- https://leafpillows.pl/