Pierwotna radość twórcza – rzemiosło na własnych zasadach

Wspólna ekspozycja naszej wystawy „Oblicza nowego rzemiosła” i „ROBIĆ / RZECZY” stowarzyszenia NÓW. Nowe Rzemiosło w Instytucie Dizajnu w Kielcach stała się dla nas świetną okazją do odwiedzania wytwórcy działającego w tamtym regionie. Dzień po wernisażu udaliśmy się więc do Lechowa, wsi oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Kielc. Tam swoją pracownię prowadzi Anna Bera z The Whole Elements. Bera od niedawna jest członkinią Nowiu i chętnie wykorzystaliśmy naszą obecność w województwie świętokrzyskim, aby dowiedzieć się więcej o jej podejściu do pracy twórczej i ręcznego wytwarzania.

Pracownia Ani mieści się w blisko 150-metrowym, przydomowym warsztacie, którego wysokość wynosi około czterech metrów.  Zasadniczą część zajmuje Ania – otoczona różnorodnymi gatunkami drewna i narzędziami. O działalności Bery wiemy niewiele, ale naszą uwagę zwraca przede wszystkim trudność w jednoznacznej interpretacji jej prac. Kobieta, która w części wywiadów nazywa się np. stolarzem, wykonuje meble, które nie kojarzą się z tradycyjnymi przedmiotami codziennego użytku.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Projekt Pracownie: The Whole Elements jest na rynku od 5 lat, a Twoje meble można było oglądać już w Mediolanie, Stanach Zjednoczonych, Sztokholmie, Seulu, Danii, Estonii, Finlandii, Niemczech, na Łotwie, Litwie i Islandii… Jak udało Ci się to osiągnąć? Od czego to wszystko się zaczęło?  

Anna: Z drewnem zaczęłam pracować dość wcześnie, bo w liceum. Chodziłam do kieleckiego „plastyka”, gdzie uczyłam się snycerstwa. To był początek mojej drogi jako wytwórcy. Uwielbiałam rzeźbić. Jest w tym coś niezwykle satysfakcjonującego. Dźwięk ostrza w drewnie to uczucie, kiedy kształtujesz taki mocny materiał, zadowolenie z czystego cięcia. Myślę, że wtedy zaczęłam rozumieć drewno. Snycerstwo wymaga dobrego wyczucia materiału. Kiedy rzeźbi się detale, mały błąd, przyłożenie dłuta w nieodpowiednim miejscu, pociągnięcie niezgodnie z usłojeniem, może wszystko zepsuć. W rzeźbie trzeba współpracować z materiałem albo umyślnie działać mu na przekór, jeśli taką akurat wybierasz estetykę. Tak czy siak, trzeba drewno najpierw poznać, żeby w ogóle świadomie je kształtować. I nie da się tego zrobić inaczej jak przez próbowanie. To jest jedna z tych rzeczy, których nie można się nauczyć z interenetu.

Kiedy założyłam The Whole Elements, od razu zaczęłam wyjeżdżać na zagraniczne targi i pokazywać swoje prace właśnie tam. Wtedy w Polsce jeszcze nie było żadnego wydarzenia o podobnym formacie. Na początku zaplanowałam wyjazd na targi do Mediolanu i Nowego Jorku. Kiedy zaczynałam, nie miałam żadnego wyobrażenia o organizacji takich wydarzeń. Miałam niecałe trzy miesiące, żeby zdobyć dofinansowanie na wyjazd i całą jego logistykę. Obdzwaniałam wszystkie konsulaty i i wypisywałam do nich. Kiedy teraz Ci o tym opowiadam, myślę, że działałam wtedy pod wpływem impulsu. Jestem osobą, która z jednej strony lubi długofalowo planować, ale z drugiej strony część życiowych decyzji – zwłaszcza tych związanych ze zmianami – podejmuję raczej spontanicznie. Robię coś i sprawdzam, co stanie się dalej. Czasem wydaję ostatnie pieniądze, żeby zrealizować jakiś projekt. To nie jest chyba zbyt rozsądne podejście do biznesu, ale właśnie tak to się zaczęło.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki


Skończyłaś studia, wróciłaś do Lechowa i…?

Nie wróciłam tak od razu do Lechowa. W tamtym czasie zajmowałam się raczej mediami cyfrowymi, robiłam wideo, zdjęcia, animacje 3D. W końcu przyszedł taki moment, kiedy miałam już dość pracy przy komputerze, potrzebowałam znów poczuć kontakt z materiałem. Jeden z projektów 3D stał się powodem, dla którego założyłam stolarnię i zaczęłam pracować z drewnem. W zasadzie z dnia na dzień kupiłam wszystkie maszyny, zaadaptowałam ten warsztat i po prostu zaczęłam realizować projekty, które do tej pory istniały tylko w wersji cyfrowej. Trochę uczyłam się stolarstwa z YouTube i to się może wydawać śmieszne, ale tak było. Jednak głównie bazowałam na swoim doświadczeniu pracy z drewnem, które zdobyłam w liceum. Miałam ogromną zajawkę konstrukcyjną, ale też intelektualno-konceptualną. I to się do tej pory przewija w mojej pracy. Mój pierwszy pomysł na kolekcję był mocno, nazwijmy to, „odjechany” i dość trudny technicznie. Dlatego jego realizacja zajęła sporo czasu, ale też dużo się nauczyłam i nabrałam odwagi.

Od początku wiedziałaś, że tradycyjne meble nie są dla Ciebie? Wiele można powiedzieć o Twoim stolarstwie, ale na pewno nie to, że wykonujesz standardowe projekty.

Drewno było dla mnie naturalnym wyborem. Wróciłam do medium, które najlepiej znałam. Pamiętałam, jaką przyjemność dawało mi rzeźbienie, fizyczna praca z materiałem. Miałam też umiejętności projektowe po studiach na ASP i jakiś zasób konceptualny. Mniej więcej wiedziałam, co znajduje się w kręgu moich zainteresowań. Pare lat temu w Polsce zaczynał się też ruch w rzemiośle, powstawało coraz więcej pracowni młodych twórców. To mnie ośmieliło.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Obecnie powstaje cała masa przedmiotów, które mają ułatwiać ludziom wykonywanie nawet najprostszych czynności. Trochę tak, jakbyśmy zapomnieli o tym, że do znacznej większości wystarczą nam własne dłonie, podstawowe materiały i narzędzia oraz wyobraźnia, że kiedyś radziliśmy sobie bez tych wszystkich „wspomagaczy”.

Rzeczy, które wykonuję, są trudne w obyciu i chciałabym, żeby ludzie sami sobie z nimi radzili bez mojej narzuconej interpretacji. Dzisiaj podchodzimy do przedmiotów tak, jakby wszystkie istniały tylko po to, aby nam służyć. Bezmyślnie używamy rzeczy i… świata w ogóle. Projektujemy nowe rozwiązania, które są coraz bardziej zautomatyzowane, bezobsługowe. Przedmioty stają się coraz mniejsze, prawie niewidzialne. To jest bardzo antropocentryczne. A może to właśnie przedmiot wymaga od nas uwagi, zaangażowania. Skłania do tego, żeby się zastanowić, jak go wykorzystać. Nie jest anonimowy, ale ma swój charakter, swoje widzimisię.

Twoje prace są inspirowane naturą. Tym, co jesteśmy w stanie spotkać w lesie – kamieniami, grzybami…

Wyjściowym kierunkiem moich prac było naśladowanie natury. To, co robię teraz, jest już bardziej wynikową wszystkich przemyśleń, które pojawiały się w trakcie dotychczasowej pracy. Jeden z moich pierwszych projektów miał być odwzorowaniem kamienia. Chciałam, żeby ten mebel był jego przeskalowaną kopią w innym materiale. W ten sposób powstała rzeźba, która jest funkcjonalna, bo jest to forma kamienia jakby pustego w środku, czyli mebel skrzyniowy.

Interesuje mnie szukanie korespondencji między rzeczami, np. kamień-drewno. Podobieństwo różnych faktur odwzorowanych w innych materiałach.

Wynika to chyba z mojego wewnętrznego przekonania, że świat, na jakimś bardzo fundamentalnym poziomie, jest całością i wszystko jest ze sobą wewnętrznie połączone. Wydaje mi się, że wciąż szukam poparcia dla tej tezy w rzeczach i zjawiskach. Może jest to poszukiwanie jakiegoś poczucia bezpieczeństwa. Dzisiaj wydaje mi się, że moja fascynacja kamieniami wynikała z tego, że oczywistość ich istnienia z jednej strony jest banalna, są takie zwyczajne, a jednocześnie monumentalna, bo istnieją przez miliony lat. Nie mogę pomyśleć o niczym innym na Ziemi, co jest tak trwałe i jednocześnie tak powszechne. Świat się zmienia, okoliczności również, a kamień wciąż trwa. Jest w tym coś magicznego. Lechów, w którym jesteśmy, znajduje się w miejscu, które kiedyś było otoczone kamiennym kręgiem kultowym, więc znajdujemy się teraz jakby w strefie sacrum.

W tym regionie, w Górach Świętokrzyskich, zwłaszcza tutaj w okolicy Łysej Góry, pogańskie tradycje nadal mieszają się z codziennością. Sama wychowałam się, wierząc w Baby Jagi i południce. Stąd też moje zainteresowanie kulturą regionu i antropologią w ogóle. Również w kontekście przedmiotów i ich znaczenia w codziennym życiu.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Powiedziałaś kiedyś, że wszystkie projekty już gdzieś istnieją w innej formie i trzeba im jedynie nadać kształt.

Mówi się, że wszystkie rzeczy, o których możesz pomyśleć i sobie je wyobrazić już istnieją. To jest takie ćwiczenie mentalne – skoro możesz o nich pomyśleć, to one już istnieją w Twoim umyśle. Muszą zaistnieć, zanim o nich pomyślisz.

Fascynowała mnie kiedyś teoria względności, jak pewnie każdego w którymś momencie życia (śmiech). Zwłaszcza jej konsekwencja. Skoro czas i przestrzeń się przenikają, oddziałują na siebie, to wszystkie rzeczy już istnieją. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są iluzją, ostre podziały między nimi tworzy nasz umysł, odwołując się do wspomnień. Wg Einsteina ostrych granic nie ma. A skoro nie, to tak samo przeszłość, teraźniejszość i przyszłość już są, tylko my akurat znajdujemy się w takim fragmencie czasoprzestrzeni, że one są dla nas ukryte, nie widzimy tej kontynuacji. A teraz, skoro czasoprzestrzeń ciągnie się w nieskończoność, to wszystko, co mogłoby potencjalnie się wydarzyć w nieskończonym czasie – zdarzenia – i w nieskończonej przestrzeni – rzeczy – już się wydarzyło. Kiedy odkryłam tę teorię i zabawy mentalne, poczułam, że to w jakimś stopniu obrazuje moje wewnętrzne przeczucie co do natury świata, że wszystko już istnieje, a my tylko odkrywamy jakieś fragmenty tego istnienia. Cały czas mamy potencjalnie dostęp do tego wszystkiego, co już istnieje, do wszystkich zdarzeń, do całej prawdy. Wszyscy mamy dostęp do wszystkiego, choć może nie każdy sobie to uświadamia. W tym kontekście sztukę rozumiem jako wyciąganie rzeczy z tego wszystkiego, które czasem odkrywa się przede mną i pokazywanie ich innym. I wierzę, że kiedy sięgam do tego, to są to rzeczy uniwersalne, fundamentalne, wspólne, takie, które każdy z nas zna. Prace, które tworzę, już się narodziły. Ja ich do końca nie wymyślam, a przynajmniej tak to czuję podczas tworzenia. W moim procesie twórczym kieruję się intuicją. Śledzę to, co aktualnie czuję, co jest dla mnie ważne, choć czasem jeszcze na tym etapie nie rozumiem, dlaczego jest właśnie tak. Staram się podążać za tym, może nawet ślepo, w nadziei, że taka ścieżka pozwoli mi odkryć coś o sobie, o świecie, jakąś prawdę. W tym sensie moje projekty nie mają być manifestem, praca twórcza nie zaczyna się dla mnie od celu, który chcę osiągnąć, a więc nie jest potem dochodzeniem do niego, nie jest realizowaniem założeń. Zaczynam raczej od przeczucia, że dany kształt albo wyraz jest dla mnie ważny i moja praca jest odkrywaniem, w jaki sposób jest ważny. Dlatego opis pracy tworzę, dopiero kiedy ona już powstanie i kiedy już mogę zacząć się przyglądać całemu procesowi, który przeszłam. Mogę to też porównać do kręgów na wodzie, jeden rzucony kamień, wywołuje wiele rozchodzących się w czasie następstw, a kiedy rzucasz wiele kamieni naraz, kręgi na siebie nachodzą i to się dodatkowo zmienia w czasie. To moje przekonanie, że coś jest ważne, jest właśnie takim rzuconym kamieniem. Robię to, a potem już tylko stoję na brzegu i przyglądam się kręgom na wodzie. W skrócie: najpierw robię, potem myślę (śmiech). Jest w tym może coś naiwnego, coś pierwotnego.

Oczywiście można się zastanawiać, po co w ogóle robić kolejne przedmioty, bo na świecie jest ich już bardzo dużo, tak jak mówiłaś, aż za dużo. To, co robię, robię pomimo świadomości faktu, że świat obyłby się bez mojej sztuki. Co jednak nie jest dla mnie wystarczającym powodem, żeby zrezygnować. I w tym braku racjonalności jest pewna tajemnica, która mnie fascynuję.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Nie sięgasz do bieżących i światowych trendów we wzornictwie, ale bardziej do kierunków, które wskazuje architektura i urbanistyka. Wspominałaś w innym wywiadzie, że na pewnym etapie swojej działalności fascynował Cię biophilic design czy projektowanie, które ma pomóc w uzyskaniu cech środowiska naturalnego we wnętrzu. Ten nurt nadal jest w kręgu Twoich zainteresowań?

Ciało człowieka ewoluowało przez tysiące lat, a dopiero od paruset żyjemy w środowisku uprzemysłowionym, które dla nas wciąż pozostaje obce. Zauważ, że są miejsca, w których czujemy się źle, razi nas światło, denerwuje kolor ścian, czujemy się jak w pułapce, kiedy sufit jest zbyt nisko, albo jesteśmy przybici, gdy pracujemy w pomieszczeniach bez dostępu do światła dziennego. Biophilic design koncentruje się na przeniesieniu cech środowiska naturalnego do wnętrza, co ma pozwolić ludziom poczuć się tak jak w ich naturalnym środowisku, czyli w przyrodzie. A co za tym idzie sprawić, że będzie nam lepiej, będziemy zdrowsi, szczęśliwsi, a nawet bardziej produktywni. Przez te kilkadziesiąt lat od opisania biofilii przez Wilsona (przyp. red. – hipoteza biofilii mówi, że człowiek w naturalny sposób dąży do kontaktu z przyrodą i z innymi żywymi organizmami) powstało już sporo badań nad tym zagadnieniem i dziś w jakimś zakresie zasady biophilic design wprowadzają np. korporacje w swoich biurach, aby pracownicy byli bardziej wydajni, albo szpitale, by pacjenci szybciej wracali do zdrowia. Ważne jest to i dla mnie osobiście najbardziej fascynujące, że nie chodzi tu o formalne przeniesienie 1:1, o udawanie natury, o cytowanie jakichś jej fragmentów, stylizowanie się. Polega to raczej na przeniesieniu całych systemów, jak ruch powietrza, ruch światła związany z pora dnia, odczucie zmieniających się pór roku, później jest wybór materiałów, najlepiej naturalnych, takich z różnorodną teksturą, bogatych w detale oddziałujące nie tylko na wzrok, ale też na zmysł dotyku. Angażowanie również pozostałych zmysłów, węchu, słuchu. Dziś do wdrożenia tych pomysłów wykorzystuje się najnowsze technologie, jak systemy wentylacji, które operują ruchem powietrza w pomieszczeniu zależnie od warunków na zewnątrz. Jest to nurt zbieżny ze zrównoważonym projektowaniem. Założenia urbanistyczne czy architektoniczne są planowane tak, by jak najlepiej wykorzystać naturalny potencjał lokalizacji przedsięwzięcia, ukształtowanie terenu, warunki pogodowe. To jest szeroki temat, dla mnie fascynujący. Odpowiada na pytania, które od dawna sobie zadawałam. Pamiętam, że już jako dziecko zastanawiałam się nad kształtami domów, czemu one właściwie mają kąty proste? Gdzie w środowisku naturalnym masz kąty proste? Kąty kojarzą się ze złymi miejscami, do których nie dociera światło. W kącie się stoi za karę! Gdyby się dłużej nad tym zastanowić, może domy powinny być obłe, bardziej dopasowane do naszego ciała? Podobnie jest z meblami. Po co robić prostokątne stoły, a potem kiedy masz małe dziecko wszystkie rogi oklejać narożnikami z IKEA?

Design często wskazuje kierunki związane z nowymi materiałami, i to jest super, ale szerszy namysł nad tym, jak otoczenie wpływa na nasze życie, jest chyba obecny w architekturze i urbanistyce. Właśnie dlatego to są obszary, w których odnajduję jakąś wspólnotę myśli, częściej niż w designie. Pytałaś mnie, czemu nie robię „normalnych” mebli. Przez pewien czas interesowałam się abstrakcją, rozumianą jako czysty twór ludzkiego umysłu. W sztuce abstrakcje rozumiemy jako dzieło, które nie stara się naśladować natury. Czy w tym kontekście tradycyjny stół nie wydaje się bardziej abstrakcyjny niż na przykład moje meble?

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Czy to oznacza, że jako ludzie swoje szczęście odnajdziemy dopiero wtedy, kiedy pozwolimy sobie powrócić do pierwotnych odruchów, potrzeb i odczuć? Jak młodzi kursanci w czasie warsztatów organizowanych w ramach Twojego drugiego projektu Dzikie Dzieci?

Dzikie Dzieci to początkowo był projekt, w którym tworzyłam bardzo proste zabawki z patyków, gałęzi i pniaczków. Przyglądałam się dzieciakom mojego brata, które w tamtym czasie zaczęły spędzać coraz więcej czasu w mojej pracowni. Podrzucałam im do zabawy różne materiały i narzędzia. Byłam ciekawa, co im się najbardziej spodoba, a co nie. Dzieci mnie fascynują, a zwłaszcza ich podejście do tworzenia. Jest w nich taka natychmiastowość, ekspresyjność. Tworzą spontanicznie, często bez potrzeby określania, czym jest to, co właśnie wykonały. To my, dorośli, potrzebujemy tego nazywania, nie one. Pracując z dziećmi, czerpię od nich tę świeżość i lekkość. Dlatego mój pomysł na „dzikodzieciowe” warsztaty to organizować dzieciom takie warunki zabawy, żeby tę świeżość i lekkość mogły zachować, a nawet rozwijać, by mogły swobodnie realizować własne pomysły, bez nachalnej ingerencji dorosłego. Podczas warsztatów sugeruję rozwiązania formalne, przedstawiam techniki i pokazuję, jak można je wykorzystać, ale jest to tylko pretekst do indywidualnej pracy. Bardzo się staram powstrzymywać od komentarzy dotyczących samego pomysłu. Staram się dawać dzieciom wolność w podejmowaniu decyzji, wyboru narzędzia, sposobu użycia. Powtarzam często, że się staram, bo mam wrażenie, że moja praca tutaj opiera się właśnie na powstrzymywaniu się, nie na robieniu. Wychodzę z założenia, że jeśli przygotujemy dla dzieci odpowiednie warunki pracy czy zabawy, nie musimy już nic robić. Po prostu nie przeszkadzajmy, a one same zapełnią ten czas i przestrzeń pomysłami. Z tego powodu infrastruktura warsztatu jest dla mnie bardzo ważna, to, żeby każde dziecko miało swoje narzędzia i nie musiało na nic czekać. Dlatego też nie przygotowujemy półproduktów, z których dzieci miałyby wykonać jakiś konkretny obiekt, u nas wybór materiału na każdym warsztacie jest bardzo szeroki. Pracujemy też pełnowymiarowymi narzędziami ręcznymi, jak piły, młotki, wiertarki, tarniki itd. Już czterolatki piłują i wiercą. Wierzę, że to daje dzieciakom poczucie „sprawczości”, siły.

Ale odpowiadając na Twoje pytanie… twórcza praca z dziećmi jest dla mnie jako artystki inspirująca. Uczę się od nich zaufania do samej siebie. Zauważ, że dzieci, kiedy tworzą, rzadko się wahają, nie zastanawiają się, nie analizują. One nie próbują, po prostu działają! Ich energia jest bardzo mobilizująca. Ponieważ pracujemy normalnymi narzędziami często dorośli, czyli rodzice, organizatorzy warsztatów, którzy nas zapraszają, obawiają się, że dzieci zrobią sobie krzywdę. Prawda jest taka, że dzieci są samodzielne, kiedy dasz im poczucie odpowiedzialności za nie same. One wówczas czują, że masz do nich szacunek, ufasz im, są bardziej skupione, przyjmują tę rolę. Paradoksalnie na warsztatach twórczych krzywdę częściej robią sobie dorośli.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Kiedy szukałam o Tobie informacji w sieci, czytałam, że Bera jest artystką wizualną, rzeźbiarką, scenografką, projektantką, snycerką, stolarzem… Czy nazwałabyś się także rzemieślnikiem?

Zawsze mam problem z definiowaniem, a największy właśnie z tym dotyczącym mnie. Kiedy ktoś prosi o napisanie mojego biogramu do jakiejś publikacji lub na wystawę, to za każdym razem go zmieniam. Nie jestem przywiązana do żadnej nomenklatury – nie wiem, jak powinno się mnie nazywać. Snycerką? Artystką? Stolarzem? Szczerze mówiąc, rzemieślnikiem czuję się chyba najmniej. Pochodzę ze wsi, mój dziadek był prostym cieślą. Tutaj nie było żadnych cechów, mistrzów ani mowy o przekazywaniu tradycji. Każdy robił to, co umiał. On nauczył się pracy w drewnie i po prostu się tym zajmował. A myślę, że miał o wiele większą wiedzę i umiejętności w tym zakresie niż ja dziś. Nazywanie się rzemieślnikiem jest dla mnie onieśmielające, bo tak wielu technik jeszcze nie umiem. Często nawet nie próbowałam się ich nauczyć, ale z drugiej strony nie mam takiej ambicji. Dla mnie rzemieślnik to ktoś, kto wybiera pewien materiał i dąży do perfekcji w jego obróbce. Ja ciągle eksperymentuję. Jak tylko się czegoś nauczę, natychmiast to rzucam i szukam czegoś nowego. Rzemieślnik kojarzy mi się z pewną stałością, a w mojej twórczości jest mnóstwo zmienności, ciągłego poszukiwania. Sięgam po tradycyjne techniki, ale nie skupiam się na ich doskonaleniu, raczej biorę tyle, ile na dany moment jest mi potrzebne, syntetyzuję albo luźno się inspiruję, nie odtwarzam. A kiedy ten zasób się wyczerpie, szukam nowego, bardziej adekwatnego dla osiągnięcia wyrazu, którego akurat poszukuję. Nie narzucam sobie żadnych zasad. Niemniej jeśli ktoś nazwie mnie rzemieślnikiem, będzie mi bardzo miło. To nawet pewnego rodzaju nobilitacja, właśnie w kontekście tego, że rzemieślnik jest mistrzem w swoim zawodzie.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Nie czujesz się rzemieślnikiem, ale dołączyłaś do stowarzyszenia, które zrzesza właśnie nowych… rzemieślników? Nie odstraszyło Cię to określenie w statucie?

Nie analizowałam dołączenia do Nowiu pod względem jego definicji. W stowarzyszeniu są ludzie, którzy robią rzeczy rękami i to, jak się nazywają, nie miało dla mnie znaczenia. Naszym wspólnym językiem jest robienie rzeczy. Miałam obawy, czy się dogadam z pozostałymi członkami, czy będziemy mieć wspólny język, bo zwykle niezbyt dobrze odnajduję się w grupie. Jednak bardzo się cieszę z tej decyzji. Doceniam kontakt z innymi twórcami, każdy ma swoją historię, swoje utarte ścieżki, metody pracy, przyzwyczajania, pracujemy też w innych dziedzinach, ale zaskakujące jest to, jak wiele nas łączy. Dla mnie NÓW to nowy etap. Możliwość doświadczenia wspólnotowości, ale też usytuowanie mojej twórczości w szerszym kontekście społecznym.

W jednej z publikacji o swojej pracy wspominasz o zainteresowaniu parametrycznością. Prawdę mówiąc, bardzo mnie to zaciekawiło ze względu na moje osobiste doświadczenia z tym tematem. Kilka lat temu pracowałam w firmie, która zajmuje się dystrybucją zintegrowanych programów CAD/CAM do produkcji, także w branży meblarskiej. Współpracuje ona z największymi zakładami meblarskimi w Polsce, dla których właśnie ta parametryczność projektów jest ogromną wartością i ułatwieniem w pracy nad poszczególnymi kolekcjami – zarówno w produkcji masowej, jak i realizacji zamówień indywidualnych. Daje ona możliwości pewnej customizacji mebli. W jaki sposób ona była wykorzystywana przez Ciebie?

Swoje obiekty projektuję w programach CAD. Ostatnio akurat mniej, bo te kolekcje są bardziej ekspresyjne i powstają „na gorąco”, ale to zależy od projektu. Kiedyś robiłam wizualizacje i animacje 3D. Nowe technologie są dla mnie równie ciekawe, jak fizyczna praca z materiałem. Parametryczność interesowała mnie nie jako nowe narzędzie, tylko pewien sposób tworzenia, zmiana paradygmatu. Mam słabość do wzorów i systemów, więc intrygowało mnie projektowanie procesu, zamiast pojedynczych obiektów. Jakby to było wprawianie maszyny tworzenia w ruch, tworzenie samego tworzenia. Czasem chciałabym się zatrudnić na jakiś czas w takiej dużej firmie i zmierzyć się z wykorzystywanymi przez nią technologiami, poznać te najbardziej zaawansowane i wysublimowane możliwości technologiczne. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do tego wrócę.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

W 2018 roku byliśmy na wywiadzie u Przemka Krawczyńskiego, łódzkiego rzeźbiarza lamp, który pracuje głównie w tykwie. Jeden jego produkt powstaje blisko 6 miesięcy. Do swojej pracy wykorzystuje narzędzia protetyczne i właśnie z ich pomocą wykonuje na tykwach zaprojektowane wzory (przyp. red. – Calabarte. Art of light). Ceny jego lamp sięgają kilkudziesięciu tysięcy dolarów i Przemek – podobnie jak Ty – od początku koncentruje się na promocji swojej twórczości zagranicą. Pamiętam, że w czasie rozmowy zastanawialiśmy się wspólnie, w jakim stopniu konsumenci są gotowi na kupowanie obiektów tego typu. Czy to nie jest tak, że Polacy potrzebują kogoś w rodzaju przewodnika po takich high-endowych produktach. Czy potrafią postrzegać rzemiosło jako dziedzinę sztuki i traktować inwestycję w nią w podobny sposób, co w tradycyjne dzieło sztuki, które nie posiada dodatkowo walorów użytkowych?

Może nie potrzebujemy żadnego przewodnika, ale raczej czasu. My, Polacy, mamy chyba małą wrażliwość estetyczną. Kiedy wyjechałam na rezydencję do Ditchling Museum of Art+Craft w Anglii, mogłam zobaczyć ich zasoby tradycyjnego rzemiosła i wtedy to stało się dla mnie bardziej wyraźne. Nie chodzi nawet o samo rzemiosło, ale w ogóle o świadomość jakości przestrzeni, w jakich żyjemy. Może to jest kwestia naszej historii? Rozbiory, wojny, niszczenie kultury materialnej. To nie jest tak, że część ludzi nie jest skłonna wydawać dużych pieniędzy na przedmioty, którymi się otacza. W internecie można podejrzeć urządzone domy na sprzedaż, które są wyceniane na miliony. Czasem sobie je podglądam i widzę w nich przede wszystkim „pstrokatość”, marmury, cegły; wszystko, co kojarzy się z luksusem w jednej przestrzeni. Wschodni przepych i brak spójności estetycznej.

Często zastanawiam się nad pewnym paradoksem, który dostrzegam w rzemiośle i w sztuce. To kwestia ceny. Mam poglądy lewicowe. Chciałabym, żeby wszyscy mieli równy dostęp do pięknych i wartościowych przedmiotów. To jest mrzonka. Sama muszę przecież wycenić swój mebel adekwatnie do tego, ile włożyłam w niego pracy. Ceny są wysokie, bo takie przedmioty powstają długo, jak sama mówisz na przykładzie innych twórców. W finale okazuje się, że robię rzeczy, na które mnie samej nie stać i mam z tym kłopot.

Projekt Pracownie_wywiad_Anna Bera_The Whole Elements_fot_Radek Zawadzki

Na koniec chciałam jeszcze spytać Cię o mebel, który mijałam, gdy weszłam do Twojej pracowni. Wygląda imponująco. Jak bardzo to surowe formy, że tak powiem, z lasu, a w jakim stopniu Twoja praca? Bo wygląda, jakby wszystko w nim było już pewną cechą wykorzystywanego w nim drewna np. to wgłębienie z przodu, dzięki któremu można otworzyć szafkę. To już tak było?

Bardzo się cieszę, że tak mówisz i tak to czujesz, ale absolutnie nie! Ten mebel został skrupulatnie zaprojektowany i przemyślany, a ta rączka została przeze mnie wyrzeźbiona w celach praktycznych i specjalnie w taki sposób, żeby była dla użytkownika czymś bardzo naturalnym, wręcz niezauważalnym. Ciekawi mnie, że tak precyzyjnie zaprojektowany mebel dla Ciebie wygląda na obiekt znaleziony. Lubię, kiedy ludzie na pierwszy rzut oka nie widzą, ile pracy musiałam włożyć w osiągnięcie tego efektu. Dzięki temu nie podchodzisz do tego przedmiotu, jak do czegoś, co stworzył człowiek, który zadbał o każdy detal, ale właśnie jak do naturalnego elementu otaczającego Cię świata.


ZOBACZ FILM

The Whole Elements

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Projekt Pracownie

NAPISZ DO NAS

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Znasz rzemieślnika lub artystę, który podzieli się z nami swoim doświadczeniem, pasją? Napisz do nas!

kontakt@projektpracownie.pl Od 25 maja 2018 roku obowiązuje „RODO”, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony danych osobowych i w sprawie swobodnego... >