Weźmy się i zróbcie, czyli historie warszawskich przestrzeni twórczych: TamCo

Historię Piotrka z Kłosów poznajemy w listopadzie 2017 roku. Już wtedy Jędras zastanawia się, czy nie powinien przenieść swojej pracowni ze Złotokłosu do Warszawy. Chce robić warsztaty nożownicze, planuje rozwijać działalność i ta pozornie niewielka odległość od miasta staje się coraz bardziej uciążliwa. Z czasem Piotrek zaczyna aktywnie poszukiwać w stolicy miejsca dla siebie. Dzieli się z nami częścią swoich pomysłów – zastanawia się nad dzierżawą gruntu, budową warsztatu z kontenerów, opowiada o konkursach organizowanych przez ZGN, które obserwuje lub w których bierze udział. Wiemy, że bywa w różnych instytucjach i bada opcje umożliwiające przeniesienie Kłosów do miasta. W grudniu 2018 roku zaprasza nas na otwarcie swojego nowego warsztatu niedaleko Krakowskiego Przedmieścia. Okazuje się, że nowe lokum to podnajęta część sklepu rowerowego. Jędras wstawia do środka boks izolujący hałas i zaczyna organizować pierwsze warsztaty. W międzyczasie do jego firmy dołączają Aleksander Komosa i Wojtek Gajewski. 

Wojtka poznajemy jednak wcześniej. Mniej więcej w tym samym czasie co Piotrka. Wówczas Gajewski jest zaangażowany w inicjatywę Rękoczyn, o której chcemy dowiedzieć się czegoś więcej. Na początku wiemy tylko tyle, że to maker space działający na Ochocie. Kiedy podpytywaliśmy wtedy Wojtka o możliwość przeprowadzenia z nim wywiadu, nieco nas zbywał. Mówił, że trudno ocenić dalsze losy tego projektu i że może będziemy mogli omówić temat za jakiś czas. 

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo mieści się na warszawskim Powiślu

Do rozmowy wracamy na początku 2020 roku. Spotykamy się na Tamce. Tam – wspólnie z siedmioma innymi firmami – działa marka Kłosy. Piotrek znalazł przestrzeń dla siebie i postanowił współdzielić ją z działalnościami o podobnym charakterze do swojej. Powstało TamCo – coworking twórczy, w którym pod jednym dachem działają zarówno biznes Jędrasa, jak i stolarz Radek Grabski (Zigmonty Woodwork), kaletnik Mateusz Grybczyński (Stroppa Rope and Leather), ceramiczka Joanna Wróblewska z Tataraka, studio projektowe Mery Jabłońskiej (ja.mery studio) oraz firmy Sklejka i Przyjaciele, Nidus Interiors, Aanda. W styczniu do grupy dołączył także dziennikarz i podróżnik Łukasz Długowski (Mikrowyprawy, Fundacja DZIKO). Ta niesamowita mieszanka kompetencji i kreatywnych osobowości sprawiła, że na warszawskim Powiślu zaczęło funkcjonować miejsce, w którym regularnie odbywają się m.in. warsztaty rzemieślnicze. Cowork jest otwarty praktycznie codziennie i podczas spacerów po Tamce można podejrzeć, co dzieje się w pracowni.

TamCo jednoznacznie kojarzy nam się z zagranicznymi odpowiednikami wspólnych przestrzeni twórczych, jednak wiemy, że powstało i działa na zupełnie innych zasadach niż miejsca w Niemczech czy Francji. Za TamCo nie stoi żadna fundacja ani stowarzyszenie (chociaż Kłosy należą do NÓW. Nowe Rzemiosło). To oddolna inicjatywa kilku firm, które w tym samym czasie poszukiwały odpowiedniego lokalu do prowadzenia swoich działalności. Postanawiamy dowiedzieć się, jaka dokładnie jest geneza coworku oraz co o roli władz miejskich w kontekście takich koncepcji uważają Piotrek Jędras – sprawca całego zamieszania – oraz Wojtek Gajewski, który współpracuje z marką Kłosy i wspiera rozwój przedsięwzięcia na Tamce. 

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: Wojtek Gajewski (KŁOSY), Mateusz Grybczyński (Stroppa Rope And Leather), Radek Grabski (Zigmonty Woodwork), Piotrek Jędras (KŁOSY) oraz Krzysiek Ceryngier (Good Looking Studio – firma specjalizuje się w ręcznie malowanych reklamach outdoorowych i muralach artystycznych, jej zespół często pracuje na Powiślu i odwiedza ekipę coworkingu)

Projekt Pracownie: Wojtku, kilka lat temu nie chciałeś opowiedzieć nam o Rękoczynie. Teraz mamy ku temu znakomitą sposobność. Opowiedz, proszę, czym był Rękoczyn oraz dlaczego zniknął z warszawskiego krajobrazu.

Wojtek Gajewski: Kilka lat temu pojawił się pomysł, żeby zrobić lokalny maker space. Pracowałem wówczas w Ośrodku Kultury Ochoty jako koordynator projektów międzynarodowych. To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo trafiałem na świetne inicjatywy. Jedną z nich był projekt z Brukseli „Creative Spaces”. Z czasem poznawałem kolejne maker space’y działające w Europie. I tu właściwie zaczyna się cała przygoda związana z Rękoczynem. Uznałem, że założenie takiego miejsca w ramach ośrodka zadziała korzystnie na jego wizerunek i sprawi, że będzie on bardziej nowoczesny i przystępny dla ludzi z zajawkami. Zacząłem współpracować z Adamem Litke, który zaoferował, że będzie prowadził warsztaty z podstaw pracy w drewnie. Okazało się, że ten pomysł świetnie się wstrzelił. Na kilku pierwszych zajęciach mieliśmy komplet uczestników. To była dla nas karta przetargowa, żeby zwrócić się do władz dzielnicy o własne miejsce.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: warsztaty introligatorskie Aandy

Czyli mieliście własny sprzęt, ale potrzebowaliście odpowiedniego lokalu? 

Wojtek: Tak, dokładnie. Początkowo zajęcia prowadziliśmy na sprzęcie Adama. Mieliśmy stać się częścią programu Ośrodka Kultury Ochoty i otrzymać dodatkowe środki na działalność edukacyjną. Pierwsze warsztaty prowadziliśmy na Radomskiej w Magazynie Sztuk, ale to nie było dla nas dobre rozwiązanie – tam mogliśmy działać tylko „po godzinach”. Z resztą lokal nie był przystosowany do pracy w drewnie. Z czasem dostaliśmy lokal przy Grójeckiej 74. To był jeden z ochockich pustostanów, ale bliskie sąsiedztwo lokali mieszkalnych zmusiło nas do wyprowadzki. Szukaliśmy kolejnego, większego miejsca i pojawiła się opcja, żeby Rękoczyn przeniósł się do Zieleniaka przy Hali Banacha. To był wówczas nowy budynek, na dole działały małe sklepy, ale cała góra stała wolna. To było dla mnie nieco zastanawiające. Czemu 300 metrów stoi bez najemcy? To takie piękne miejsce! Szybko jednak przekonaliśmy się, co stało za pustką w górnej części Zieleniaka. Ne tej imponującej przestrzeni znaleźliśmy tylko jedno gniazdko. Żadnego przydziału mocy, może jakieś 2 kilowaty. To wymagało potężnej inwestycji.

Na jakich zasadach miał docelowo działać Rękoczyn? 

Chcieliśmy, żeby chętni mogli wykupować karnety czasowe na 8, 15 i 30 godzin do pracy przy strugnicach i sprzęcie dostępnym na terenie. Wówczas dołączył do nas również Antek Ambroziewicz, który pracuje w metalu i chciał podjąć się prowadzenia warsztatów ze spawania. Z czasem mogliśmy oferować także zajęcia z robotyki, głównie na bazie zabawy z arduino. Grupa, która dotychczas prowadziła warsztaty w ośrodku, mogła do nas dołączyć i projektować oraz drukować 3D. Chcieliśmy, żeby w Rękoczynie można było nie tylko podziałać w drewnie czy metalu, ale także nauczyć się takich programów jak SketchUp i CAD. Chcieliśmy podzielić tę przestrzeń na część cichą i głośną. Wszystko mieliśmy fajnie zaplanowane. Wiedzieliśmy, że cała inicjatywa ma otrzymać wsparcie w postaci wysokiego budżetu na dalszą rozbudowę – była mowa o 150 000 złotych. Z czasem pojawił się tam też Jędras. Szukał miejsca, w którym mógłby prowadzić warsztaty z ostrzenia noży. Byliśmy pewni, że mamy świetny pomysł i wkrótce dokończymy organizację przestrzeni.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: Wojtek Gajewski i Piotrek Jędras z Kłosów w trakcie wywiadu

I co wydarzyło się dalej? 

Ośrodek wycofał się z inwestycji, a my – co z perspektywy czasu uważam za nasz największy błąd – nie mieliśmy planu B. Nie było nas stać na utrzymanie Zieleniaka, więc kiedy OKO się wycofało, musieliśmy bardzo szybko podjąć decyzję, co robimy dalej. Nie generowaliśmy przychodów, które pozwoliłyby nam przetrwać. To nie był też dobry moment na zakładanie nagle wspólnej firmy i dogadywanie się z potencjalnymi inwestorami – chociaż pojawiła się firma, która była zainteresowana… Zabrakło nam determinacji, żeby, tak jak Zakład w Poznaniu, urządzić zbiórkę. Oni zebrali chyba około 95 000 złotych na swój pomysł! My o tym, że pieniędzy nie będzie, dowiedzieliśmy się nagle i wiedzieliśmy, że brakuje nam rozpoznawalności, żeby spróbować tej drogi. Zresztą potrzebowaliśmy znacznie więcej środków, żeby dokończyć zaopatrywanie przestrzeni zgodnie z założeniami. Rękoczyn nie miał być firmą produkcyjną, miał edukować. Wiedzieliśmy, że nie damy rady się utrzymać. Zwinęliśmy interes. 

Czyli Ty jako pracownik Ośrodka Kultury Ochoty miałeś koordynować pracę Rękoczynu, który zarabiałby dla OKO-a, a ono z kolei rozliczałoby się z osobami prowadzącymi warsztaty w Zieleniaku, dobrze rozumiem? 

Wojtek: Tak, dokładnie tak miało to funkcjonować. To, że współpracowaliśmy od początku z instytucją miejską i byliśmy częścią jej programu, było dla nas bezpieczne. Nie zarabialiśmy, ale też w początkowej fazie nie ryzykowaliśmy własnych pieniędzy. Dopiero kiedy środki zostały przekierowane na inne projekty ośrodka, znaleźliśmy się w sytuacji, która wówczas wydawała nam się być bez wyjścia. Kiedy do mnie zadzwoniłaś, zaczynała się faza schyłkowa Rękoczynu. 

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: stolarz Radek Grabski, Zigmonty Woodwork

Wspominasz, że kiedy teraz myślisz o Rękoczynie, największym błędem było to, że nie mieliście planu B. Jak uważasz, co mogliście zrobić lepiej?  

Wojtek: Nie przygotowaliśmy się na to, że coś nie wypali. Uważam też, że skoro mogliśmy liczyć na wsparcie lokalowe, bo współpracowaliśmy z ośrodkiem, niepotrzebnie zdecydowaliśmy się na tak ogromną przestrzeń. To było trochę megalomańskie, a zarazem wymagało dużo pracy. Wymarzyliśmy sobie duży lokal, bo byliśmy przekonani, że jak wystartujemy, to będziemy organizować coraz więcej warsztatów i rozruszamy to miejsce bez problemów! 

Dzięki całej sytuacji z Zieleniakiem poznałem Piotrka i jesteśmy tu teraz razem. Jędrasowi nasza inicjatywa bardzo się spodobała. Kiedy upadła, przyszedł do mnie i powiedział, że chce zrobić coś podobnego, tylko zupełnie inaczej (śmiech). Opowiedział mi o swoim pomyśle na wspólne wynajmowanie przestrzeni przez kilka firm i założenie nie tyle samego maker space’u, ile coworkingu dla rzemieślników. 

Piotrek: Rękoczyn mi super pasował. Przede wszystkim bardzo podobało mi się to, że było tam ciepło, czego o mojej pracowni w Złotokłosie nie można było powiedzieć (śmiech). Znalazłem o nich informację na Facebooku i poszedłem zapytać, czy wynajmą mi przestrzeń pod warsztaty z ostrzenia noży. Miałem wtedy taki mesjanistyczny zryw w swoim biznesie!

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: Wojtek Gajewski, pomysłodawca Rękoczynu, obecnie współpracownik Kłosów

A ten pomysł na coworking? Jak na niego wpadłeś? 

Piotrek: Prawdę mówiąc, myślałem, że to, co mamy tu na Tamce będzie wyglądało nieco inaczej. Chcieliśmy robić noże i mieć mały maker space, dlatego odezwałam się do Wojtka, bo wiedziałem, że on ma już w tej dziedzinie doświadczenie. Kiedy słyszałem o powierzchni tego lokalu, myślałem: „Wow, 90 metrów kwadratowych, tyle możliwości!”. Czułem się tak, jakbym dostał do dyspozycji co najmniej halę fabryczną, bo na początku szukałem czegoś, co miałoby maksymalnie 40 metrów. Dopiero jak zaczęliśmy się urządzać, okazało się, że będzie raczej ciasno i jednak dość drogo. Dlatego po przeprowadzce zaczęliśmy zapraszać zaprzyjaźnione firmy do współdzielenia tej przestrzeni. Rozmawialiśmy z nimi wstępnie o tym pomyśle już kilka miesięcy wcześniej, jeszcze w trakcie rozmów ze spółdzielnią.

Pamiętam, że na którymś etapie swoich poszukiwań wspominałeś, że startujesz w konkursie na wynajem piętra w Zieleniaku… 

Piotrek: Tak było i to, co się tam wydarzyło, cały czas mnie trochę bawi. Najpierw przegraliśmy z kosmetyczką konkurs ofert na 40-metrowy lokal w Zieleniaku – tuż obok byłego Rękoczynu. Drugi konkurs z kolei – już na ten większy lokal, właśnie po działalności Wojtka – przegraliśmy z bawialnią dla dzieci. Wtedy byliśmy gotowi wziąć te 240 metrów, chociaż wiedzieliśmy, że – zanim się rozkręcimy – pewnie 200 z nich będzie stało puste. Nie udało się.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: warsztaty nożownicze Kłosów

I trafiliście do sklepu rowerowego. 

Piotrek: Znalazłem ogłoszenie na OLX, że szukają kogoś, kto podnajmie część tego sklepu. Ich działalność w zimie praktycznie nie funkcjonuje, więc szukali firmy, która może z nimi współdzielić koszty. Zadzwoniłem, powiedziałem, że robimy noże. Przyjechali do Złotokłosu, żeby sprawdzić, jak bardzo jesteśmy niebezpieczni (śmiech). Dogadaliśmy się i faktycznie Kłosy były tam przez kilka miesięcy. W międzyczasie szukałem części szklanych do szlifierki i podszedłem do pana Adama, naszego obecnego sąsiada. Podpowiedział mi, że obok jest pusty lokal, który na wiosnę będzie do wzięcia i żebym się nim zainteresował. To było miejsce, w którym teraz właśnie siedzimy. 

A Twój pomysł z kontenerami? Czemu właściwie uznałeś, że to będzie dobra koncepcja i dlaczego całość nie wypaliła? 

Piotrek: Byłem raczej powściągliwy w kwestii inwestycji w wynajmowane lokale. W przestrzeń z ZGN-u trzeba włożyć sporo pieniędzy. Część proponowanych przez nich miejsc to piwnice albo jakieś rudery i nie da się tam pracować bez sporego wkładu finansowego. Pomyślałem, że fajnie byłoby mieć coś mobilnego, co nie będzie murowane. Mógłbym wtedy dowolnie zmieniać lokalizację warsztatu. Poza tym postawienie osobnego obiektu umożliwiało odsunięcie się od budynków mieszkalnych, tak żeby nie przeszkadzać hałasami szlifierek. Okazało się jednak, że samo znalezienie działki, na której mógłbym postawić taki kontener, jest bardzo trudne. Nie chciały mi jej wynająć ani osoby prywatne, ani firmy czy instytucje. Chodziłem po mieście i patrzyłem, gdzie jest kawałek wolnego gruntu. Pytałem, dzwoniłem. Potem wymyśliłem sobie, że postawię ten kontener tu na dole, na Powiślu, w miejscu, w którym chwilę wcześniej stała Stacja Mercedes. Złożyłem 20 stron dokumentów z wnioskiem do ZGN-u o dzierżawę na 3 lata, a po 3 miesiącach czekania i dzwonienia dostałem odpowiedź, że „nie”. Każdy taki wniosek jest opiniowany przez różne urzędy miejskie, w zależności od tego, gdzie jest działka i kto nią zarządza. Mój wniosek został negatywnie zaopiniowany przez wydział architektury. Odmowa nie posiadała żadnego konkretnego uzasadnienia ani wskazania błędów, także do dzisiaj nie wiem, w czym był problem. Z czasem pojawiła się inicjatywa kontenerowa przy Chmielnej i Żelaznej. Pomysł powstał chyba 3 lata temu, ale oni nadal z nim nie wystartowali. To miało być takie kontenerowe miasteczko, ale z tego, co widziałem działka nadal stoi pusta, a inicjatorom w międzyczasie 3 razy zmienił się inwestor i pomysł biznesowy…

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
Wizualizacja mobilnego kontenera Kłosów na Powiślu

Czemu szukałeś tylko w Centrum? Nie mogłeś poszukać działki gdzieś na przedmieściach? Albo postawić tego kontenera w Złotokłosie? 

Piotrek: Złotokłos jest daleko i dlatego chciałem się stamtąd wynieść. Poza tym tam jest mój rodzinny dom. Nie chciałem obciążać rodziców swoimi pomysłami biznesowymi. Myślę, że i tak mieli dla mnie dużo cierpliwości, kiedy rozkręcałem Kłosy. W każdym razie taka odległość od miasta jest dobra dla odludka, a dla mnie to nie było fajne. Kalkulowałem też kwestie dojazdów do Złotokłosu, bo obaj z Kosmim (przyp. red. – Aleksander Komosa, wspólnik Jędrasa) mieszkamy w Warszawie. To się w ogóle nie opłacało. Skoro już i tak siedzimy w mieście, to zaczęliśmy szukać miejsca, które będzie w miarę blisko, żeby nie tracić czasu na stanie w korkach. Poza tym chciałem prowadzić warsztaty nożownicze, więc ważne było też to, żeby dojazd dla uczestników był możliwie łatwy. W międzyczasie wymyśliliśmy boks izolujący hałas, w którym trzymamy maszyny, także teraz możemy być blisko lokali mieszkalnych. Przestaliśmy być uciążliwymi sąsiadami.

W podcaście dla Magazynu Miasta wspominałeś, że rozwiązaniem dla rzemieślników w Warszawie byłoby organizowanie przez ZGN konkursów profilowanych.

Piotrek: Jeśli jedynym kryterium wygrania konkursu ofert jest wysokość stawki najmu, co jest zrozumiałe z punktu widzenia gospodarności urzędniczej, to większość działalności rzemieślniczych nie ma szans na wygraną.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: Aleksander Komosa i Piotrek Jędras z Kłósów w boksie izolującym hałas

A co z Młynem Michla czy konsultacjami dotyczącymi Piekarni przy Stalowej, w których bierzesz udział? Wierzysz, że powstanie tam przestrzeń dla takich działalności jak Twoja? 

Piotrek: Młyn Michla i Piekarnia to bardzo ciekawe projekty, ale to do miasta należy kwestia zajęcia się tymi budynkami. To zabytki i pojawia się pytanie, czy ktoś ma aspiracje, żeby ratować je przed rozbiórką. Biorę udział w tych warsztatach dotyczących Piekarni, bo są bardzo ciekawe. Jest tam masa mądrych ludzi i można się dużo nauczyć. W najbliższym czasie i tak żadne z tych miejsc nie będzie dostępne dla rzemiosła, ale to świetnie, że ten temat w ogóle się pojawił i się o nim rozmawia.

Jak działa TamCo? 

Piotrek: Jako Kłosy podpisaliśmy umowę ze spółdzielnią i udostępniliśmy część pracowni pozostałym „lokatorom”. Mamy tu umowę „na czas określony’” – to spora wada dla rozwijających się i jeszcze nie do końca stabilnych biznesów… Z powodu terminowości takiej umowy, gdybyśmy podpisali ją np. na 3 lata, a po drodze zbankrutowali, ciążyłyby na nas spore zobowiązania finansowe. Chcieliśmy wynegocjować zapis, który w razie trudności finansowych umożliwiłby nam skrócenie czasu trwania umowy. Niemniej spółdzielnia ma swoje regulacje i usztywnienia, które trudno przeskoczyć, więc mamy umowę tylko na rok. To może nieidealny układ, ale myślę, że wystarczająco dobry.

Mimo swojej sceptycznej postawy wobec inwestycji w wynajmowany lokal, włożyliście tutaj na początku trochę pieniędzy. 

Piotrek: Tak, trzeba było trochę się przy tym napracować, ale lokal już na wstępie był w dobrym stanie. Odmalowaliśmy, co trzeba, odsłoniliśmy zabudowane okna, sprzątnęliśmy pozostałości po wcześniej działających tu knajpach i można było działać. Potem wstawiliśmy boks z maszynami i zbudowaliśmy lekką antresolę, która pozwala nam wykorzystywać wysokość sufitu. Jest nam tu dobrze, więc planujemy kolejne małe inwestycje takie jak przesuwanie ścianek działowych.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: stolarz Radek Grabski w swojej części warsztatu

W ZGN-ie podnieśliby Ci czynsz za to, że zainwestowałeś.

Piotrek: Słyszałem o tym. Znam też przypadki, w których na poziomie konkursu trzeba podać kwotę, którą jesteś gotowy włożyć w remont lokalu i bywa to karta przetargowa do zwycięstwa. Niekoniecznie do przedłużenia potem umowy najmu. 

A jak sprawa maker space’u? Nadal o tym myślicie? 

Wojtek: Maker space ma bardzo szeroką definicję. Nie wiem nawet, czy TamCo chce nim zostać. Mamy tu „Kącik nożownika” dla kursantów Piotrka, Aanda też prowadziła otwartą pracownię. Pamiętam, jak odwiedziłem kiedyś Beta House w Berlinie. To międzynarodowa firma, która ma siedzibę także w Barcelonie i Sofii. Rozwijają ideę miejsc, gdzie na dole są lokale usługowe, a piętro wyżej pracownie, coworkingi biurowe, sale konferencyjne. To ogromne przedsięwzięcie. W innych krajach ma szansę przetrwać, czy podobnie jest w Warszawie? Nie wiem. Nie znam wielu osób, które samodzielnie chciałyby i mają pieniądze, żeby zrobić sobie w wolnym czasie na przykład kajak. Przynajmniej nie w tej chwili. Pytanie, czy mieszkańcy stolicy są skłonni płacić za możliwość przychodzenia do miejsc, jakim miał być chociażby Rękoczyn. Czy są skłonni wykupić, jak w Beta House, członkostwo, a potem dodatkowy pakiet godzin i kurs?

Piotrek: Trzeba by zbadać, na ile taki pomysł na karnety do maker space’u zdałby egzamin w Warszawie. Zajęcie się tym porządnie, to jest co najmniej rok z życia. Nam nie jest to potrzebne, chcemy robić noże, a nie ratować świat, zakładając maker space’y. Model naszego działania na ten moment się sprawdza. Osoby związane z naszymi firmami, klienci i kursanci mogą przyjść i pod naszą opieką się czegoś nauczyć. Wieczorem porobić sobie noże, nie hałasując domownikom. Pewnie w przyszłości fajnie byłoby mieć na to jeszcze więcej miejsca, ale na razie nie planujemy nic konkretnego w kierunku zakładania maker space’u.

Moja babcia mawiała „weźmy się i zróbcie”. Wszyscy się zgadzamy, że fajnie, aby powstawały takie miejsca jak maker space’y, ale niewiele osób chce wziąć na siebie ryzyko związane z prowadzeniem takiej działalności. Myślę, że jeśli ktoś jednak zdecydowałby się z tym ruszyć, nie musi czekać na to, czy władze miejskie mu w tym pomogą, czy nie. Można przygotować tabelkę w Excelu i sprawdzić, czy jest sens się w to pakować.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: kaletnik Mateusz Grybczyński przy pracy

Wy nie chcecie tego zrobić, a kto by mógł? 

Piotrek: Gdyby za takie projekty wzięło się miasto, to mogłoby wystraszyć potencjalnych inwestorów. Jeśli ktoś miałby wyłożyć pieniądze na maker space, wiedząc, że zaraz obok władze miejskie planują stworzyć podobną koncepcję – nawet za kilka lat – to mógłby się obawiać nierównej konkurencji. Miasto ma lokale i może nimi dysponować, natomiast inwestor zewnętrzny zawsze będzie bardziej obciążony kosztami komercyjnego najmu. Będzie mu ciężko konkurować z miejskimi inicjatywami. W mikroskali rozbijamy się o podobny problem, oferując biurka w naszym coworkingu, mając jednocześnie względnie niedaleko Otwartą Pracownię na Jazdowie. Oni trochę „jadą na kodach”’, bo ludzie mogą tam pracować za darmo. U nas to niemożliwe, bo musimy co miesiąc zapłacić czynsz. Przy całej naszej sympatii do Jazdowa – w pewien sposób psują nam rynek.

W ramach warsztatów miejskich poruszane są podobne tematy i szukamy modelu, który w zgrabny sposób umożliwiłby współpracę inwestorów i miasta. Niestety, póki co bez większych sukcesów, ale mam nadzieję, że takie rozwiązanie uda się wypracować. Gminy mogłyby dawać ulgi lub mieć szczególne podejście do rzemiosła, gdyby zauważyły, że ma ono dla nich wartość, ale nie finansową. Wtedy urzędnicy może dostaliby narzędzia i przyzwolenie, żeby traktować inaczej takie inicjatywy jak maker space’y. W tej chwili nie wiem, czy istnieją mechanizmy, które pozwoliłyby urzędnikom podejmować takie decyzje. Dla nich maker space nie różni się od kawiarni czy sklepu z butami. Nie ma chyba jeszcze podstaw prawnych czy politycznych do szczególnego traktowania inicjatyw tego typu . 

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
TamCo: warsztaty nożownicze Kłosów

Czy jest coś, co według Was mogłyby zrobić władze miejskie, żeby rzemieślnikom lub osobom, które tworzą takie przestrzenie jak Wasza było łatwiej działać?

Piotrek: W kontekście szukania lokali miejskich to proponowałbym stworzenie jednego portalu, na którym znajdą się wszystkie oferty ZGN-ów. Najlepiej z jakimś sensownym filtrowaniem ich cech. To, co mamy teraz jest skrajnie niewygodne. W każdej dzielnicy wygląda to inaczej – tu masz PDF-y, tam jakieś pliki JPG, w innych miejscach opis na stronie. Nie można tego rzetelnie i szybko przejrzeć, przez co pewnie o wielu ofertach nawet się nie wie. Nad tym brakiem spójności komunikacyjnej na pewno można zapanować. Druga sprawa to możliwość podnajmowania części lokali z ZGN-u innej firmie. W tej chwili umowy na to nie pozwalają, a dowodem na to, że nie działasz samodzielnie w wynajmowanym pomieszczeniu, może być sama obecność innego człowieka. To na pewno ogranicza spekulacje i nadużycia, ale bardzo utrudnia kooperatywy. Zwłaszcza przy dużych i drogich lokalach. Od znajomego słyszałem też o ciekawej inicjatywie na Mokotowie. Tam podobno gmina dorzuca się do czynszu niektórym rzemieślnikom. Nie wiem dokładnie, jak to działa, ale brzmi fajnie.

Wojtek: Na pewno też władze miejskie mogłyby mocniej wspierać działanie małych i lokalnych firm. Już nawet nie samą promocją, ale na przykład wsparciem w poszukiwaniu lokalu do pracy. To darmowe działania, strukturalne wręcz, i oni mogliby je spokojnie wdrożyć, gdyby sami uporządkowali bałagan panujący w kwestiach lokalowych.

Projekt Pracownie_wywiad_TamCo_Piotr Jędras i Wojciech Gajewski_fot_Radek Zawadzki
Witryna TamCo jest widoczna z ulicy Tamka – zdobią ją neony części działających w coworkingu firm

Czy takie przestrzenie jak TamCo są potrzebne w mieście

Wojtek: Po pierwsze – takie przestrzenie są i będą potrzebne wytwórcom oraz „makerom” wszelkiej maści. Głównie małym, 1–3 osobowym firmom, które niekoniecznie muszą mieć swój własny lokal. Po drugie – takie miejsca jak TamCo są na pewno pożyteczne i będą powstawać, jeśli ludzie będą się bogacić i będą mogli pozwolić sobie na udział w naszych warsztatach. Zaczną wybierać to jako alternatywną formę spędzania czasu. W takiej czy innej formie to będzie działać. Coworkingi podobne do naszego niosą za sobą nie tylko walor edukacyjny, lecz także towarzyski. Wiadomo, że ktoś, kto przychodzi na warsztaty Piotrka albo Mateusza zaraz nie założy własnej firmy i nie zacznie być ich konkurencją. Ludzie tu przychodzą, bo chcą się odstresować, zrelaksować. To dla nich forma rozrywki, na którą niestety jeszcze nie wszyscy mogą sobie pozwolić.

Kiedyś rozmawialiśmy o tym berlińskim coworku rzemieślniczym (przyp. red. – Alte Gießerei). To bardzo ciekawa historia, bo lokalna społeczność doceniła tę inicjatywę. Ludzie z własnej woli się do tego dorzucili, a teraz korzystają z ich oferty. Pytanie, czy w Polsce też już chcemy swoje pieniądze przeznaczać na rozbudowę miejsc w stylu TamCo. 

Piotrek: To, co stworzyliśmy tu na Tamce, wyszło trochę przypadkiem. Mamy fajną ekipę, dobrą atmosferę pracy i wiele osób, które chcą tu przychodzić i spędzać z nami czas. Realizujemy jednocześnie taki nasz równoległy cel życiowy, związany z tworzeniem małej społeczności, w której ludzie się dobrze czują. Działamy jak dawne świetlice, tylko inaczej (śmiech). Na każdym poziomie, zwłaszcza życiowych wartości, daje mi to ogromną satysfakcję. 


ZOBACZ FILM

TamCo

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Projekt Pracownie

NAPISZ DO NAS

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Znasz rzemieślnika lub artystę, który podzieli się z nami swoim doświadczeniem, pasją? Napisz do nas!

kontakt@projektpracownie.pl Od 25 maja 2018 roku obowiązuje „RODO”, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony danych osobowych i w sprawie swobodnego... >