Koszula w kolorze kory dębu, apaszka w odcieniach pokrzywy lub skrzypu, a może narzutka, której barwę zdeterminowała… zwyczajna cebula. Jakie kolory pojawiają się w Waszej wyobraźni, gdy czytacie powyższe opisy? Brązowy? Zielony? Żółty? Pewnie bez trudu wymienicie paletę Waszych ulubionych barw, ale co, gdybyśmy spytali Was o to, z jakich naturalnych surowców możecie je uzyskać? Zaintrygowani? Świetnie się składa! O tajemnicach barwiarstwa i technikach farbowania tkanin opowiedziała nam Aleksandra Bystry z Dzikich Barw.
Decyzję o kolejnej wyprawie do Łodzi – bo tam obecnie znajduje się pracownia Oli – podejmujemy dość spontanicznie. Myśl o wizycie w jej warsztacie chodzi za nami od dawna, ale wciąż szukamy pretekstu, żeby wyjechać z Warszawy. W końcu postanawiamy, że nie ma sensu czekać na bardziej sprzyjające okoliczności, i pakujemy sprzęt do samochodu. W niecałe dwie godziny docieramy do niezwykłego świata kolorów: małego królestwa tkanin oraz naturalnego farbowania rzemieślniczki. Ola przez kilka godzin opowiada nam o kąpielach barwiarskich i naturalnych barwnikach, które każdy z nas ma niemalże na wyciągnięcie ręki.
Projekt Pracownie: Czy każdą tkaninę można farbować za pomocą naturalnych surowców?
Aleksandra Bystry: Skutecznie możemy barwić tylko odpowiednio dobrane tkaniny. Powinny one posiadać przynajmniej 80% naturalnych włókien. To właśnie włókna są najbardziej podstawowym określeniem tego, co farbujemy. Z nich powstają m.in. przędze. Z przędzy natomiast wytwarza się nici, sznurki i dzianiny. Aby ich barwienie zakończyło się sukcesem, powinny one pochodzić z naturalnych źródeł. Do włókien pochodzenia roślinnego zaliczamy bawełnę, len i konopie, a zwierzęcego – na przykład wełnę i jedwab. Najlepiej, żeby wyjściowa tkanina, którą chcemy farbować, miała odcień biały lub beżowy. Dobieramy dla niej barwnik odpowiedni pod kątem tego, jaki kolor chcemy uzyskać. Czy to ma być zielony? Jaki zielony? Bardziej leśny, a może trawiasty? Jak wyobrażamy sobie te kolory?
Skąd wiesz, która roślina zapewni konkretny rezultat?
To lata eksperymentów i doświadczeń. Wiedzę zdobywałam przede wszystkim w praktyce. Zawsze kochałam naturę, a sprawdzanie, jaki efekt mogę uzyskać, korzystając z jej zasobów, stało się moją pasją. Wiele razy wsiadałam na rower, jechałam do lasu czy na łąkę i wracałam z koszykiem pełnym plonów. Na początku wspierałam się także anglojęzycznymi blogami i szukałam informacji na grupach rekonstrukcyjnych, które odtwarzają tkaniny i stroje z czasów średniowiecza.
Czemu zajęłaś się naturalnym barwiarstwem? Część rzemieślników wspomina w czasie wywiadów, że ich pierwsze prace powstały, bo nie mogli znaleźć na rynku tego, co najbardziej odpowiadałoby ich preferencjom. Czy podobnie było z Tobą? Chciałaś nosić ubrania w innych kolorach niż te, które obecnie są modne?
Moja droga do barwiarstwa była okrężna. Dawniej zajmowałam się architektonicznymi tkaninami do wnętrz, m.in. panelami akustycznymi i miękkimi meblami. Specjalizowałam się w projektach o strukturze sensorycznej, tkaninach i dywanach o organicznych kształtach. Wszystkim się to podobało, ale nikt tego nie kupował (śmiech). Robiłam wystawy, na których moje prace nie były odbierane jako sztuka, a wtedy jeszcze design nie był aż tak popularny. Ludzie rozumieli, że mogą zabrać moje prace do domu, bo są ładne, ale co dalej? Co mają z tym zrobić? Powiesić na ścianie dywanik zamiast obrazu? To wydawało się śmieszne. Nie doceniano tradycyjnego rzemiosła. Bardzo negatywnie kojarzyło się ono z PRL-em. Tylko branża architektoniczna widziała potencjał w tym, co robię , ale skala wciąż była za mała i to mocno ograniczało moje możliwości. Bardzo chciałam robić coś użytkowego. Dlatego w 2014 roku postanowiłam zacząć prowadzić warsztaty twórcze. Okazało się, że całkiem nieźle radzę sobie z ludźmi, a ich radość i spełnienie dają mi ogromną satysfakcję. Kiedy biznes warsztatowy powoli nabierał rozpędu, zaczęłam też pisać bloga i chociaż absolutnie nie chciałam być blogerką, wiedziałam, że to da mi publiczność, której potrzebuję.
Niestety studia z tkaniny artystycznej na ASP nie zapewniły mi żadnego biznesowego przygotowania do tego, żeby zarabiać. Projekt, który w życiu musisz zakończyć w dwa tygodnie, w środowisku akademickim dopieszczasz przez cały rok. Nie uczysz się terminowości i kompromisów. Dostajesz pewne narzędzia, ale dopiero w prawdziwym świecie uczysz się z nich realnie korzystać.
Zanim założyłam Dzikie Barwy, pracowałam w korporacjach, a wszystkie pieniądze inwestowałam w projekty twórcze. Łącznie przeżyłam trzy cykle, gdy zostawałam przez takie podejście z zerem na koncie i pustą lodówką. Dorabiałam nawet jako kelnerka. Pamiętam, że w końcu poszłam do coacha w łódzkim inkubatorze przedsiębiorczości i wspomniałam mu o swoim pomyśle na prowadzenie warsztatów. Obśmiał mnie. Powiedział, że nikt nie zapłaci za zajęcia relaksacyjne z farbowania tkanin i jeśli już, to ludzie wybierają coś praktycznego, jak samoobrona. Ta rozmowa bardzo mnie poruszyła. Zawzięłam się. Bardzo długo pracowałam za darmo, ale z czasem nauczyłam się cenić własną pracę. To było najtrudniejsze. Ktoś pytał, ile kosztują moje usługi, a gdy w odpowiedzi na podaną kwotę widziałam wielkie oczy, uznawałam, że nie powinnam brać za swoją pracę pieniędzy. Bardzo trudno było się tego oduczyć.
Mimo tego wydawałaś pierwszą współczesną książkę o barwiarstwie i teraz utrzymujesz się właśnie z farbowania tkanin. Czy współpracujesz z markami, które w hurtowych ilościach zamawiają od Ciebie barwione włókna?
Nawet jeżeli firmy odzieżowe zaczynają się interesować naturalnym farbowaniem, to ich odbiorcy często nie są jeszcze na to gotowi. Ludzie boją się, że takie barwienie jest nietrwałe. Wiele marek odzieżowych chce się zajmować zrównoważoną produkcją, ale jej szczegóły trzyma się w ścisłej tajemnicy. Podejrzewam, że między innymi dlatego, że właściciele nie mogą sobie pozwolić na pełną transparentność. Znacznie częściej realizuję więc współpracę z niewielkimi manufakturami, które testowo wypuszczają na rynek kolekcję z takich tkanin.
Mimo wszystko Polska nie jest prostym rynkiem dla rękodzieła. Spora grupa ludzi wciąż go nie lubi. Osoby urodzone w latach 70. i 80. mają z nimi bardzo złe skojarzenia. W czasie stanu wojennego wiele rzeczy w domach było robionych ręcznie – zabawki na szydełku, kocyki, ubrania – to kojarzy się z biedą. Ci, którzy są teraz koło czterdziestki, chcą kupić coś nowego, ze sklepu, zaspokoić swoje potrzeby, być modni i mieć w garderobie luksusowe ubrania. Nie ma w tym nic dziwnego. Myślę, że dopiero osoby urodzone w późnych latach 80 i 90. zaczynają dostrzegać w rzemiośle ten indywidualny, wyjątkowy charakter. Nie chcę generalizować, ale zauważyłam taką tendencję.
Jak jest z tą trwałością naturalnych barwników? Możesz zagwarantować, że zafarbowana przez Ciebie tkanina zachowa kolor na zawsze?
A czy ubrania, które kupiłaś w sklepie, farbowane sztucznymi barwnikami,po tysiącu prań wciąż wyglądają dokładnie tak samo, jak na początku? Kolor w ogóle nie wypłowiał? Nie zmienił się?
Wiele zależy od tego, jak będziesz się obchodzić z materiałem barwionym naturalnie. Pamiętaj, że kiedyś farbowano tylko w ten sposób. Oczywiście wtedy nie było też pralek automatycznych i agresywnych detergentów.
Rozumiem, że pralki automatyczne są wrogami tkanin barwionych naturalnie?
Możesz prać naturalnie farbowaną tkaninę w pralce, ale na pewno musisz odpowiednio dobrać proszek, z którego korzystasz. Obecnie na rynku są potwornie mocne detergenty, które pozostają we włóknach naszych ubrań na lata. Wiem od osób, które prowadzą zaprzyjaźnioną pracownię, że w ich rozdrabniarce włókien nieustannie pojawia się piana. To właśnie efekt silnych chemicznych środków do prania.
Czy włożenie tkaniny farbowanej w naturalny sposób do pralki z innymi rzeczami może sprawić, że zmienią one swój kolor?
Nie, tkaniny barwione w ten sposób nie mogą zafarbować niczego innego. Jeśli użyjesz silnego proszku i wybierzesz wysoką temperaturę, na pewno szybciej stracą intensywność koloru, ale barwniki nie przejdą na pozostałe ubrania. Taki efekt byłby możliwy tylko w bardzo długiej kąpieli bez detergentów.
Przy farbowaniu wykonujesz pewne czynności w konkretnej kolejności, żeby osiągnąć jak najtrwalszy efekt. Po kąpieli często zostawia się jeszcze materiał na kilka godzin do wyschnięcia, żeby barwniki mogły się odpowiednio „przegryźć”.
W Twoich próbnikach przy opisach pojawiają się trzy pozycje: ałun, siarczan żelaza i mleko sojowe. Wyjaśnij, proszę, do czego ich używasz.
To, co wymieniłaś, to po prosto zaprawy barwiarskie. Ałun wzmaga intensywność koloru. Jego głównym nośnikiem jest aluminium, które wspiera wyciąganie barwników. W farbowaniu stosuje się go w formie kryształu lub – jak ja u siebie – białego proszku. Siarczan żelaza jest natomiast bardzo popularnym środkiem zmieniającym kolory włókien. Po dodaniu siarczanu żółta kąpiel uzyskuje odcienie zielone i brunatne, a czerwień może się zmienić nawet w fiolet. Mleko sojowe lub takie prosto od krowy – nie z kartonika – jest za to świetne do bejcowania tkaniny. Dzięki zawartym w soi proteinom tkaniny roślinne zyskują cechy tych odzwierzęcych. Mleko tworzy na nich coś w rodzaju powłoki, dzięki której lepiej przyjmują barwniki. W przypadku mleka sojowego włókna należy moczyć nawet od 12 do 14 godzin, a następnie porządnie je strzepnąć, aby nie zostały w nich resztki mleka.. Nie dolewamy go do kąpieli!
W przypadku dodawania wybranej zaprawy ważna jest także kolejność działań. Ona robi kolosalną różnicę! Ałun lub siarczan możesz dodać do kąpieli, ale też przygotować w nich tkaninę wcześniej. Staram się notować każdy wariant – nie sposób byłoby to wszystkiego spamiętać!
Jak przygotować kąpiel barwierską?
Przygotowywanie kąpieli barwiarskiej jest bardzo podobne do gotowania, tylko nie dodajesz tutaj szczypty składników w czasie pracy! (śmiech) Do kąpieli wykorzystuje się surowce o podobnym genotypie, ważne są też waga włókien i proporcje.
Podstawowymi narzędziami pracy są zlew lub miska z wodą, dowolne źródło ciepła – palnik lub ognisko, zwykły garnek z przykrywką, łyżka do mieszania, sitko, rękawice kuchenne i fartuch. Podobnie jak podczas przygotowywania obiadu, czasem wszystko idzie zgodnie z przepisem, a czasem po prostu nie wychodzi – trzeba być na to gotowym i się nie przejmować!
Kto przychodzi na Twoje warsztaty?
To najczęściej osoby, które szukają czegoś nowego, unikalnego. To ludzie, którzy np. zdecydowali się na weganizm, wspierają osady permakulturowe, są bardziej świadome postępujących zmian klimatycznych. Rozumieją, że spotkanie w lesie, gotowanie na żywym ogniu to pewien rodzaj medytacji. Na zajęciach nie brakuje też osób, które są już na emeryturze i chcą się czymś zająć. Ich radość z każdej wykonanej rzeczy jest niezwykła.
Zauważyłam, że barwiarstwo jest szczególnie trudne dla kursantów, którzy są mocno nastawieni na efekt. To dziedzina pełna zmienności i zależności. Warto o tym pamiętać i czerpać radość z samego procesu, a do jego efektu podchodzić z dużą pokorą i otwartością. To, czy kąpiel barwiąca się uda, zależy nie tylko od tego, co i czym farbujemy. To także kwestia wielu innych zmiennych, np. tego, kiedy zbieramy roślinę, którą chcemy wykorzystać, w jakiej glebie ona rosła i czy teren, na którym wykiełkowała, był nasłoneczniony. Na to, co wyjdzie z garnka, składają się także pochodzenie, splot i gramatura tkaniny, którą chcemy zabarwić. Nie bez znaczenia jest też sama woda, z której korzystamy – to, czy jest twarda, miękka, jaki ma skład i pH. W barwiarstwie znane są pewne procedury, które pozwalają osiągnąć zamierzony efekt, ale wiele zależy od tzw. magii chwili.
Jakie są najpopularniejsze techniki farbowania tkanin?
Jest ich wiele, ale skupię się na tych, które stosuję w trakcie waszej wizyty. Mamy tu dziś farbowanie na gładko, technikę shibori, tie-dye oraz abstrakcyjny ecoprint.
Opowiem trochę więcej o trzech ostatnich. Nazwa shibori pochodzi od japońskiego słowa shiboru i oznacza wiązanie, ściskanie. Składamy materiał z różnymi elementami, np. drewnianymi patyczkami, żeby barwniki docierały tylko do wybranych obszarów tkaniny, i ściśle go krępujemy. Następnie gotujemy zawiniątko w garnku. Uproszczoną wersją tej techniki jest tie-dye, gdzie po prostu dowolnie krępujemy tkaninę, np. za pomocą nitek. Jeśli chodzi o ecoprint, to najprościej powiedzieć, że to druk kontaktowy. Na materiale rozkładamy rośliny, liście i kwiaty, a następnie zwijamy go w ciasny rulon, który później gotujemy na parze lub wodzie. W ten sposób barwniki przenikają włókna, tworząc organiczne nadruki i plamy.
Teraz stało się dla mnie jasne, że barwienie tkanin jest na tyle zaawansowanym zagadnieniem, że musiałaś o tym napisać książkę (śmiech). Zanim jednak nasi czytelnicy po nią sięgną, powiedz na koniec, jakie było Twoje największe zaskoczenie lub odkrycie w pracy z roślinami.
Barwienie tkanin wymaga bardzo wielu prób, nawet gdy zajmujesz się tym już bardziej profesjonalnie. Czasem ludzie przywożą do mnie własne tkaniny i myślą, że to na tyle uniwersalna dziedzina, że da się stworzyć na nich każdy kolor. Wiele, jak już wspomniałam, zależy od tego, z jakim materiałem będziemy pracować. Jego naturalność można łatwo sprawdzić, np. dotykając lub podpalając kawałek. Syntetyk zacznie się topić, a jego końcówki staną się twarde. Naturalną tkaninę będzie natomiast charakteryzował jasny płomień, a sama struktura zacznie się kruszyć na brzegu jak drewno.
Jeśli chodzi o same surowce, warto pamiętać, że można je zbierać wszędzie. Wielu uznanych zielarzy uważa, że tylko okolice tras szybkiego ruchu są niebezpieczne, bo jest tam w glebie dużo ołowiu z benzyny samochodowej. W mieście nawet przy blokach rosną fantastyczne rośliny – wystarczy je opłukać z kurzu.
Dla mnie największym zaskoczeniem były szyszki świerku, indygowiec i zwykła cebula, która pod wpływem światła ciemnieje, a nie płowieje. Duże wrażenie zrobiły na mnie też szyszki sumaka. Można z ich wykorzystaniem stworzyć imponujące barwy.
Wiem, że niedługo wyprowadzasz się z Łodzi do własnego siedliska.
Tak, planuję przenieść się na stałe do naszego siedliska. Co ciekawe, działka, na której budujemy dom, znajduje się w bliskim sąsiedztwie rzeki Ner. To jedna z najbardziej zanieczyszczonych rzek w tym regionie. Lokalni mieszkańcy mówią, że przez lata woda w rzece miała wszystkie kolory tęczy – okoliczne farbiarnie wylewały do niej swoje nieczystości. Marzę o tym, aby ją oczyścić swoją działalnością. Żartuję, że będę obok farbować tkaniny naturalnymi surowcami i dzięki temu także rzeka zostanie naturalnie oczyszczona.
Dzikie Barwy
- kontakt@dzikiebarwy.com
- 694 225 508
- https://dzikiebarwy.com/