Na Helenę Czernek pierwszy raz trafiamy przy okazji corocznej Nocy Rzemiosła organizowanej w Warszawie. Nasz zespół, który cyklicznie współpracuje ze stowarzyszeniem „Z siedzibą w Warszawie”, realizując zdjęcia i materiały filmowe z wydarzenia, odwiedza Helenę w trakcie prowadzonych przez nią warsztatów z drzeworytu japońskiego. Sposób, w jaki rzemieślniczka opowiada o swojej pracy i pasji do rękodzieła, jest dla nas na tyle inspirujący, że postanawiamy się z nią umówić na wywiad.
Helena Czernek prowadzi studio projektowe, w którym poświęca się przede wszystkim pracy nad judaikami, czyli przedmiotami związanymi z kulturą żydowską. Jednym z najbardziej znanych projektów artystki są żółte żonkile, które upamiętniają wybuch powstania w getcie warszawskim. Żonkile stały się symbolem pamięci o tragedii warszawskich Żydów i jednocześnie jednym z najbardziej charakterystycznych motywów solidarności ze społecznością żydowską. Poza zainteresowaniami związanymi z kulturą hebrajską i projektowaniem Helena poświęca się także pracy rzemieślniczej. Jej uwaga skupiona jest przede wszystkim na kaligrafii hebrajskiej oraz – co może się wydawać mało pasujące do całego profilu jej działalności – drzeworycie japońskim.

Projekt Pracownie: Z jednej strony kultura żydowska, judaika, a z drugiej drzeworyt japoński. To dosyć mocno oddalone od siebie obszary kulturowe.
Helena Czernek: Rzeczywiście może to tak wyglądać (śmiech). Dla mnie to połączenie jest jednak bardzo naturalne. Zacznijmy może od tego, skąd się wzięło moje zainteresowanie kulturą żydowską. Jest ono bezpośrednio powiązane z moją historią rodzinną. Mój dziadek był Żydem i w mojej rodzinie obchodziło się święta zarówno żydowskie, jak i katolickie. Mój dom był totalnym miksem kulturowym. Któregoś razu zauważyłam, że my sami, jako rodzina z tradycjami żydowskimi, nie mamy ładnej, ciekawej estetycznie chanukiji (dziewięcioramienny świecznik żydowski zapalany podczas Chanuki – red.). Moja mama zasugerowała wtedy, że skoro mam dostęp do różnych pracowni rzemieślniczych na studiach (Wydział Wzornictwa na warszawskiej ASP – red.), to mogłabym zaprojektować taki świecznik na nasze potrzeby. Kiedy go wykonałam, okazało się, że wygląda o wiele lepiej niż tradycyjne chanukije i podoba się innym rodzinom żydowskim. Od tamtego momentu zaczęły się do mnie odzywać różne osoby z tego środowiska i zamawiać u mnie różne rzeczy. Tak powstało studio projektowe, które założyłam z moim ówczesnym partnerem. W zasadzie do dzisiaj współpracujemy i pozostajemy w dobrych stosunkach, ale po tym, jak nasza relacja się rozpadła, bardzo chciałam znaleźć sobie inne zajęcie, które pomogłoby mi się oderwać od codziennych projektów. Szukałam czegoś bardziej artystycznego. Zapisywałam się na różne warsztaty w Stacji Muranów. Zaczęłam od kaligrafii (i to kilkukrotnie), potem byłam też na rysunku botanicznym… Szybko jednak zarzuciłam naukę pisania ładnych liter łacińskich na rzecz hebrajskich. Z tym tematem mierzyłam się już samodzielnie. I przyznaję, że kaligrafia hebrajska wydawała mi się od początku bardziej mistyczna, magiczna. Litery alfabetu hebrajskiego mają piękne kształty i wyglądają wspaniale. Z czasem trafiłam także na zajęcia z drzeworytu japońskiego. Zafascynował mnie na tyle, że zajmuję się nim do dzisiaj. Chyba mogę powiedzieć, że zaliczyłam wszystkie warsztaty, jakie Stacja Muranów miała wówczas w swojej ofercie (śmiech).
Przyznam szczerze, że sama Japonia nigdy wcześniej zbytnio mnie nie interesowała. Fascynacja tym krajem pojawiła się dopiero za sprawą techniki drzeworytniczej. Z czasem zauważyłam, że mogę wykorzystywać ją również do pracy nad tematami żydowskimi i kaligrafią hebrajską.

Projekt Pracownie: Jeszcze zanim przejdziemy dalej… Jak twoja praca zawodowa, która w dużej mierze jest związana z kulturą żydowską, ma się do twoich indywidualnych odczuć względem tej tradycji? Wspominałaś, że w Twoim domu panował spory miks kulturowy…
Myślę, że to dość powszechne wśród polskich Żydów z mojego pokolenia, którzy mierzą się właśnie z problemem pomieszania różnych kultur w swojej tożsamości. Każdy z nas musi trochę sam się zdefiniować, żeby wiedzieć, w której kulturze czuje się osadzony bardziej. Ja na przykład zostałam ochrzczona w kościele katolickim, ale mam żydowskie korzenie, które są dla mnie znacznie istotniejsze. Czuję wobec tego pewne zobowiązanie do kultywowania żydowskich tradycji, chociaż właściwie nie jestem z nimi związana w sposób religijny. Aczkolwiek i to się u mnie zmienia. Miewałam w swoim życiu okresy pewnego religijnego zaangażowania. Podejrzewam, że to wewnętrzny konflikt wielu osób, które mają podobną historię do mojej. Czerpię z tej kultury bardzo dużo, ale nie jest to moja jedyna inspiracja.

Projekt Pracownie: Zostawmy zatem kwestie światopoglądowe i skupmy się na tym, czego w największej mierze dotyczy nasza rozmowa, czyli rękodzieła. Gdzie sięgają twoje inspiracje poza kulturą żydowską?
Rzeczywiście w dużej liczbie moich prac pojawiają się motywy żydowskie i kaligrafia hebrajska. Często wykorzystuję różne błogosławieństwa lub cytaty z żydowskich źródeł, z Tory. Ale w swojej twórczości mam także wiele prac inspirowanych przyrodą oraz takich, które nawiązują do tematów kosmicznych, powieści Lema, jak np. „Solaris”. Bardzo lubię motywy planet, księżyców, często zwielokrotnionych. Intrygują mnie pustka, kształty skał, morza. To poniekąd również łączy się z motywami biblijnymi, bo zdecydowanie fascynują mnie pierwsze dni stwarzania świata, kiedy jeszcze nie było roślin, zwierząt ani ludzi. Muszę przyznać, że dużo rzeczy mnie inspiruje i nie wykluczam, że niebawem pojawią się inne wpływy, które będą zupełnie nowe.

Projekt Pracownie: Wróćmy do techniki. Co to jest drzeworyt japoński?
Helena: Najprościej rzecz ujmując, drzeworyt japoński jest techniką graficzną wykorzystującą drewno do druku wypukłego. Wszystko, co robimy w tej technice, opiera się na wodzie. Mamy mokry papier, wodne pigmenty, mokrą deskę tj. matrycę, mokre szczotki. Bez wody nie ma tej techniki. W ten sposób uzyskujemy efekt, w którym te druki są lekkie i mają akwarelowy charakter. Pozwala to też na uzyskanie dużej liczby barw i przejść tonalnych w dość łatwy sposób. W pracy nad drzeworytem używa się innych narzędzi niż w pozostałych technikach drukarskich. Nie stosuje się wałka; pigment nakłada się specjalnymi szczotkami, które służą tylko do tej techniki. Do odciskania grafik nie używa się prasy drukarskiej, ale dysku, który nazywa się baren. W zależności od tego, czy przyciśniemy go ręką mocniej, czy lżej, w tym miejscu wzór odbije się wyraźniej lub delikatniej. Są także inne odmiany drzeworytu, na przykład drzeworyt europejski, z którym też przez jakiś czas pracowałam.

Jaka jest różnica pomiędzy drzeworytami europejskim a japońskim?
Różnica między drzeworytem europejskim a drzeworytem japońskim jest bardzo duża. Matrycę wycina się tak samo, zmieniają się proces odbijania, użyte materiały.
Jeśli chodzi o deskę do matrycy, to różne gatunki drewna mają różne właściwości. Takim popularnym gatunkiem w drzeworycie jest lipa i w Polsce zawsze było wykorzystywane to drewno, bo jest miękkie, powszechnie dostępne i łatwo się w nim wycina. Natomiast w drzeworycie japońskim tradycyjnie używano wiśni górskiej, która jest twarda. Te klasyczne drzeworyty mają bardzo dużo detali, różnych cienkich linii, napisy. To jest po prostu nie do zrobienia w miękkim drewnie, bo ono się łatwo wykrusza i pęcznieje pod wpływem wody, przez co pewne szczegóły nie wychodzą w druku tak dobrze.
W drzeworycie europejskim mamy obrazy odbijane na sucho tłustą farbą drukarską, która długo schnie. Zazwyczaj te drzeworyty są jedno-, czasem dwukolorowe, dużo prostsze. Drzeworyt japoński odbija się na mokro, innymi farbami. Nakłada się je nie wałkiem, tylko specjalnymi szczotkami.

W zasadzie poznaliśmy się dlatego, że zdecydowałaś się także prowadzić warsztaty…
Tak, warsztaty to jeden z aspektów mojej działalności. Sama zajmuję się drzeworytem od siedmiu lat, a mniej więcej rok temu zdecydowałam się zacząć przekazywać wiedzę w tej dziedzinie także innym. Prowadzę cykliczne warsztaty, podczas których przechodzimy przez cały proces – od projektu, przygotowania matrycy, aż do odbijania grafik. Mam też zajęcia jednodniowe, z odbijaniem grafik przy wykorzystaniu wcześniej przygotowanych przeze mnie matryc. Takie krótkie warsztaty są dobre dla osób, które chcą sprawdzić, czy w ogóle złapią zajawkę na taką formę twórczości. Każdy może się zająć drzeworytem, nie potrzeba do tego zbyt wiele miejsca. Ja sama przez wiele lat wykonywałam swoje prace w domu.

Czemu w takim razie zdecydowałaś się na wynajęcie pracowni?
Przede wszystkim dlatego, że bardzo chciałam mieć całkowicie swoje miejsce. Takie, w którym mogę robić, co chcę, i gdzie czuję, że mogę odetchnąć całkiem innym, twórczym powietrzem. Tutaj nie muszę dbać o porządek, sprzątać w środku procesu, aby zwolnić stół (śmiech). To miejsce w pewnym sensie wymusza na mnie kreatywność, bo stworzyłam je właśnie w tym celu. Na szczęście już pozbyłam się presji, że zawsze, kiedy tu przyjdę, muszę się zajmować wyłącznie pracą twórczą. Zrozumiałam, że pracownia może być także miejscem, w którym przeglądam inspirujące albumy i pogłębiam wiedzę na temat rzemiosła, którym się zajmuję. Ta przestrzeń służy mi też do tego celu.

Czy ludzie, którzy kupują twoje grafiki, są świadomi, na czym polega technika, którą się zajmujesz? Wybierają twoje prace, bo są drzeworytami?
Ludzie często nie zwracają uwagi na to, jaką techniką jest wykonana praca, którą kupują. Nie ma znaczenia, czy to drzeworyt, linoryt, czy jeszcze inna forma graficzna; chodzi o to, czy podoba im się sam wzór. Nawet osoby, które kupują prace ode mnie, nie do końca rozumieją, czym charakteryzuje się to, co robię. Właśnie dlatego, kiedy ktoś tu przychodzi, aby odebrać zakupioną pracę, chętnie opowiadam i pokazuję, jak powstało to, co kupił. Z której matrycy korzystałam, którymi dłutami ją wycinałam, opowiadam o szczotkach, pigmentach… Dopiero wtedy widzę, jak oczy klienta otwierają się ze zdziwienia, bo okazuje się, że nawet nie miał wyobrażenia o tym, czym jest drzeworyt, jak się go wykonuje i jak złożony jest to proces. Bardzo wiele osób nie wie, że słynna „Wielka fala w Kanagawie” Hokusaia Katsushiki została wykonana właśnie w tej technice.
Projekt Pracownie: Drzeworyt japoński to bardziej rzemiosło czy sztuka? Jak do tego podchodzisz?
Helena: Zaczęłabym od tego, że przede wszystkim dawniej za pracę nad drzeworytem odpowiadał cały zespół ludzi, a nie tylko jedna osoba. Nad projektem pracowały osoby o czterech różnych specjalizacjach, które pewnie łatwiej byłoby podzielić na mniej lub bardziej artystyczne czy rzemieślnicze. Byli wydawca, malarz, którego pewnie dzisiaj nazwalibyśmy projektantem, a także rytownik i drukarz. Każdy z nich odgrywał w tym procesie zupełnie inną rolę. Dzisiaj wszystkimi tymi czynnościami zajmuje się jedna osoba. Jest to praca, która wymaga bardzo dużego skupienia, pokory, cierpliwości i konsekwencji. To znajomość różnych narzędzi, materiałów i umiejętność wykorzystania nabytej o nich wiedzy w praktyce. Trudno powiedzieć, czy w takim podejściu drzeworyt jest sztuką, czy rzemiosłem, bo prawda jest taka, że w tym przypadku jedno nie istniałoby bez drugiego.

