„Umrę z piszczelą w ręku”, czyli o formowaniu szkła z Maciejem Rafalskim z Glass Project

Na Instagramie od lat obserwujemy imponujące materiały filmowe z całego świata prezentujące formowanie szkła w hutach. Ten proces nieustannie nas fascynuje. Właśnie dlatego nigdy nie przestaliśmy szukać pracowni, w której moglibyśmy poznać fach hutnika od kuchni. Na szczęście z czasem okazało się, że odpowiedniego rzemieślnika mamy od dawna niemalże pod nosem. Mowa o Macieju Rafalskim z Glass Project. 

Do Macieja Rafalskiego trafiamy za sprawą promującego jego warsztaty posta na TikToku. Okazuje się, że pracownia mieści się na warszawskiej Ochocie. Odzywamy się do rzemieślnika i kilka tygodni później wchodzimy do pracowni, w której temperatura sięga zenitu, a nad naszymi głowami krążą długie pręty z rozgrzanym do czerwoności ciekłym szkłem. Przyglądamy się hipnotyzującemu procesowi powstawania kolejnych karafek. Razem z Maciejem w wytwarzaniu kolejnych naczyń uczestniczy pan Józef, który, jak się później dowiemy, jest nie tylko wieloletnim przyjacielem naszego rozmówcy, ale także jego mentorem, mistrzem hutnictwa i współpracownikiem. Gdy w  pewnym momencie Maciej zacznie opowiadać nam o czynnościach, które wykonuje, jedna z butelek z hukiem spadnie z piszczeli i stłucze się na posadzce. Pan Józef z uśmiechem: „Albo pracujesz, albo gadasz! Ze szkłem nie ma żartów!”. W związku z tym w ciszy będziemy śledzić kolejne etapy pracy rzemieślników i będziemy cierpliwie czekać na zakończenie prac i powolne wygaszenie pieców, aby zadać Maciejowi pierwsze oficjalne pytanie. 

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Projekt Pracownie: Od jak dawna jesteś dmuchaczem szkła? 

Maciej Rafalski: Dmuchacz szkła. Okropna nazwa, nie uważasz? (śmiech) W sumie przyjęło się, że skoro ktoś dmucha szkło, to jest jego dmuchaczem, ale ten zawód nazywa się po prostu: hutnik szkła. Ja dyplomowanym rzemieślnikiem nie jestem, ale praca ze szkłem to zdecydowanie moja pasja. Gdyby tydzień miał osiem dni, każdy spędzałbym tutaj (śmiech). 

Praca ze szkłem nie wygląda na pasję, której łatwo się nauczyć. Od jak dawna się tym zajmujesz? 

Można powiedzieć, że zawodowo jestem związany ze szkłem od prawie 20 lat, ale moja przygoda z hutnictwem zaczęła się o wiele wcześniej. Gdy miałem ledwie 4–5 lat, po wyjściu z przedszkola szedłem się spotkać z moim ojcem, który prowadził hutę szkła. Jako maluch szwendałem się pod nogami 120 pracowników, a rozgrzane szkło wędrowało nad naszymi głowami. Ojciec postanowił, że moje wizyty muszą przebiegać pod jakąkolwiek kontrolą, i tak właśnie trafiłem pod skrzydła jednego z jego hutników, który już od najmłodszych lat pokazywał mi, jak prawidłowo nabierać szkło z pieca i formować bańki. Z czasem ojciec zwinął interes, bo miał coraz mniej zleceń, ale we mnie chęć pracy w szkle została. Dość szybko otworzyłem swoją pierwszą pracownię, w której samodzielnie zbudowałem wszystkie swoje piece. Od zawsze interesowałem się mechaniką i robotyką, dlatego też doszedłem do wniosku, że jest to idealny moment na sprawdzenie swoich umiejętności również w tym zakresie. Na początku zrobiłem piece do fusingu, czyli do stapiania i formowania szkła na formach w odpowiedniej temperaturze. To umożliwiło mi przyjmowanie zleceń na elementy architektoniczne, takie jak balustrady, schody, drzwi czy lampy. Przyznaję, że najwięcej nauczyłem się metodą prób i błędów. Wszystkie rzeczy, które wtedy zepsułem, były jednocześnie największym źródłem wiedzy, czego nie robić (śmiech). Następnie były kolejne piece –do mosiądzu, hutniczy, które dawały mi możliwość realizowania kolejnych projektów.

W pewnym momencie przeniosłem się do Gdańska i otworzyłem kolejną pracownię. Trochę rozszerzyłem zakres usług. Z czasem życie potoczyło się tak, że wróciłem do mojego rodzinnego Grudziądza. Tyle tylko, że byłem nieco obrażony na szkło (śmiech). Po jakimś czasie odezwał się do mnie inwestor z bardzo ciekawą propozycją realizacji i mówiąc wprost – namówił mnie, żebym się tym zajął. Tak wróciłem do zawodu.

Po jakimś czasie poznałem moją obecną partnerkę Ewę i przeniosłem się do Warszawy. Najpierw miałem pracownię przy Szczęśliwickiej, ale ona była dość mała, mieściła się w środku osiedla, i wiedziałem, że będę musiał poszukać nowej lokalizacji. Tak trafiłem do tego lokalu przy Grójeckiej i dorobiłem się witryny. Pamiętam, że dopiero po jakimś czasie przeorganizowałem to miejsce tak, aby przechodnie mogli z zewnątrz podejrzeć proces formowania szkła. To bardzo efektownie wygląda i zdecydowanie przyciąga uwagę, więc nie było sensu, żeby to ukrywać na zapleczu! 

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Jest z nami dzisiaj pan Józef.

Tak, z panem Józefem znam się od 34 lat. Był kierownikiem produkcji u mojego ojca. Kiedy ich współpraca się zakończyła, my nawiązaliśmy bliższą relację. Pan Józef ma ogromną wiedzę w zakresie formowania szkła. Raz na jakiś czas, tak jak dzisiaj, przychodzi wesprzeć mnie swoim doświadczeniem przy niektórych realizacjach. Pomaga mi w pracowni i jest moim mentorem. Ja sam wciąż czuję, że ciągle się uczę. Mam w sobie dużo pokory. Pracy ze szkłem uczysz się całe życie. Pan Józef mógłby to robić z zamkniętymi oczami. Mnie wciąż, zresztą jak widzieliście, zdarza się coś stłuc (śmiech). W pracy ze szkłem jest wiele zmiennych. 

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Cały proces wygląda trochę jak taniec… tylko z wielkim prętami w dłoniach i w zdecydowanie zbyt wysokiej temperaturze (śmiech).

Ten, jak to nazwałaś, pręt to piszczel i jest jednym z podstawowych narzędzi w hutnictwie: służy do ręcznego formowania szkła. Jak widzisz, jest to dość długa rurka, która z jednej strony ma ustnik, a z drugiej jest zakończona stalą żaroodporną. To właśnie do tej żaroodpornej końcówki przylepia się pobraną z pieca masę szklaną, z której formuje się pierwszą bańkę. Wszystko zawsze zaczyna się od bańki. To ona jest początkiem dmuchanego wyrobu. 

Co jest najtrudniejsze w pracy hutnika? 

To, że produkt, który masz skomponowany w głowie, musisz przełożyć na żyjący i niełatwy do obróbki materiał. Aby powstało to, co zaplanowałaś, musisz umiejętnie obracać piszczelą, dmuchać w jego ustnik, a jak sama zauważyłaś, temperatura z pieców też robi tutaj swoje.


Jak funkcjonowanie takiej pracowni jak Twoja ma się do wielkich hut szklanych? Masz szansę być dla nich jakąkolwiek konkurencją? Alternatywą? Ludzie faktycznie szukają szkła dmuchanego przez rzemieślnika? Dostrzegają różnice?

Większe huty są bardzo hermetycznymi środowiskami. W takich miejscach są wytwarzane znicze, kieliszki, tysiące wyrobów dziennie. Ludzie pracują tam w systemie zmianowym. Jak widziałaś, szkło szybko stygnie, nie można tracić czasu, trzeba działać sprawnie. W dużych hutach odbywa się produkcja masowa, doskonale zorganizowana i obliczona na zysk. Nie ma tam miejsca na pomyłki.

Według mnie zapotrzebowanie na szkło nie słabnie. Do mnie często trafiają pytania o duże szklane obiekty. Współpracuję z architektami i wykonuję duże formaty zdobnicze. Mamy też bardziej codzienne obiekty – szklanki, karafki, miseczki, talerze… Muszę jednak przyznać, że nie śledzę rynku. Jeśli mam jakiś pomysł, to po prostu go realizuję i sprawdzam, jaka będzie na niego reakcja. Zawsze są lepsze i gorsze produkty. Robię rzeczy na zamówienie i czasem nawet mnie zaskakuje, jak dziwne projekty znajdują swoich odbiorców (śmiech).

Na pewno tym, co mnie wyróżnia, jest fakt, że na przykład w zestawie sześciu szklanek każda będzie się od siebie nieco różniła i miała swój indywidualny charakter. Tej oryginalności zdecydowanie szukają teraz ludzie. 

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Prowadzisz też warsztaty i z tego, co wiemy, tych grup kursantów jest bardzo dużo. Aż trudno uwierzyć w to, że aż tyle osób chce się nauczyć dmuchać szkło!

Jest ogromny popyt, żeby się uczyć! Gdyby tylko czas mi pozwolił, zrobiłbym jeszcze więcej grup. Odwiedzają nas ludzie, którzy nigdy nie mieli do czynienia ze szkłem i w ogóle nie znają procesu. Ja staram się opowiedzieć jak najwięcej. Przyznaję, że mówię szybko i dużo! Wiem, że pewnie nie wszyscy zapamiętają każdy szczegół, ale najważniejsze, że mogą spróbować wytworzyć swój własny produkt. Najważniejsza jest praktyka. Nawet jeżeli ich pierwszy produkt będzie gniotkiem, to będzie on gniotkiem zrobionym w pełni własnoręcznie!

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


A czy gdy ktoś przychodzi do Ciebie na warsztaty, może np. wziąć jako materiał do przetopienia zestaw szklanek, które już mu się nie podobają?

No niestety, to tak nie działa. Nie można przetopić gotowych szklanek i zrobić z nich czegoś nowego. Nie miesza się różnych rodzajów szkła. Przetopić można tylko stłuczkę szklaną z bardzo konkretnym składem. To zapewnia wysoką jakość docelowego produktu.

W trakcie warsztatów zarażasz pasją do szkła swoich kursantów. A co w szkle najbardziej kręci Maciej Rafalskiego? 

Zdecydowanie jego plastyczność. W życiu codziennym kojarzymy szkło z materiałem kruchym, ale raczej twardym, wytrzymałym na temperatury. Dopiero w trakcie jego formowania zauważamy, jak sekundy decydują o ostatecznym wyglądzie produktu. Proces tworzenia naczyń ze szkła jest trudny, ale to, jak bardzo elastyczny jest materiał, z którym pracujemy, jest dla mnie wciąż tak samo niesamowite! 

Projekt Pracownie_Glas Project Maciej Rafalski_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Wyobrażasz sobie, że mógłbyś robić w życiu coś innego niż formowanie szkła? 

To nie jest lekki zawód, ale czasem, zwłaszcza gdy coś się tłucze, mam wrażenie, że nie liczy się w nim tylko efekt, ale przede wszystkim droga, która do niego prowadzi. Przyznam, że pracownia jest moim drugim domem, a czasem może nawet tym domem, w którym spędzam zdecydowanie więcej czasu… Ale ludzie z pasją tak mają! (śmiech)

Szkło zawsze było w moim życiu i trudno mi sobie wyobrazić, że kiedyś nie będę z nim pracować. Formowanie szkła i wszystko inne, co jest z nim związane, jest tak ekscytujące, że zostanę z tą pasją już na zawsze. Co tu dużo mówić… pewnie umrę z piszczelą w ręku (śmiech). 


ZOBACZ FILM

Wyk. Marcin Zawadziński / Radek Zawadzki

Pracownia Szkła Artystycznego Maciej Rafalski Glass Project

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Projekt Pracownie

NAPISZ DO NAS

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Znasz rzemieślnika lub artystę, który podzieli się z nami swoim doświadczeniem, pasją? Napisz do nas!

kontakt@projektpracownie.pl Od 25 maja 2018 roku obowiązuje „RODO”, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony danych osobowych i w sprawie swobodnego... >