Tylko jedna rzecz i… niczego więcej nie potrzebujesz. Plecak One:item

Ten wywiad jest pewnie jednym z najdłużej wyczekiwanych materiałów Projektu Pracownie. Przede wszystkim dlatego, że pierwsza myśl o jego realizacji pojawiła się blisko cztery lata temu, kiedy idea stworzenia jednego uniwersalnego produktu dopiero kiełkowała w głowie Przemka Pawlaka. Kiedy w końcu go odwiedzamy, jego koncepcja to już nie tylko prototyp. W studiu poznajemy też jego wspólniczkę Laurę Nowak-Gocławską. Po kilkugodzinnej rozmowie jesteśmy pewni, że produkt, który wykonuje i oferuje marka One:item, to jedna z najbardziej dopracowanych i przemyślanych rzeczy, jakie kiedykolwiek widzieliśmy.  

Plecak One:item to nie tylko wyrób rzemieślniczy, wykonany z najwyższej jakości szkockich tkanin i klamerek z austriackim rodowodem. To nie tylko plecak, który jednocześnie może być torbą. To nie tylko torba, która może mieć wegańskie lub skórzane wykończenie… To przede wszystkim materializacja życiowej filozofii osób, które stoją za jego produkcją. W czasie naszej niemalże 7-godzinnej wizyty w warszawskiej pracowni Przemka i Laury jesteśmy świadkami powstawania plecaka od początku do końca. Przyglądamy się temu, jak każdy skrawek materiału znajduje swoje miejsce w finalnym produkcie lub akcesoriach dodatkowych, a odpadem produkcyjnym jest zaledwie kilka skrawków. Obserwujemy cały proces powstawania tego – jak dowiemy się później – opakowania na codzienne sprawy. 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki

Projekt Pracownie: Kiedy pierwszy raz o tobie usłyszałam, pracowałeś jeszcze solo. Kiedy kilka dni temu rozmawialiśmy przez telefon, powiedziałeś, że teraz masz wspólniczkę i wspólnie odkupujecie winy dawnego życia (śmiech). 

Przemek Pawlak: Ja i Laura poznaliśmy się w agencji brandingowej. To był mój kolejny przystanek po pracy w reklamie. Miałem nadzieję, że w brandingu będę robił rzeczy, które mają – powiedzmy – dłuższy termin przydatności do użycia. Identyfikacja wizualna czy projekty opakowań często towarzyszą markom przez miesiące, a nawet lata… Jednak szybko przekonałem się, że użytkownik doświadcza ich tylko przez chwilę, a potem stają się śmieciem. Czasem projektowałem naklejki na plastikowe butelki, które zaraz po użyciu lądowały w koszu. Można by złośliwie powiedzieć, że tworzyłem ładniejsze śmieci (śmiech). Laura była w tej agencji project managerką, a ja kreatywnym. Dobrze nam się razem pracowało, więc kiedy zacząłem realizować swoją krucjatę odkupienia win i uznałem, że teraz będę robił tylko porządne rzeczy, zgłosiłem się do Laury z prośbą o pomoc przy stronie internetowej. Laura patrzyła na torby, które wymyśliłem i… miała uwagi! Pokazała, że potrafi zarządzić mną w całym tym procesie i od tego czasu pracujemy razem. 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki

Robienie toreb jest najlepszym sposobem na odkupienie grzechów przeszłości? (śmiech)

W sumie to wszystko zaczęło się od tego, że przed ślubem kupiłem swoje pierwsze porządne skórzane buty. Były bardzo drogie i długo się wahałem, czy to nie jest zbyt przesadzona inwestycja. Teraz mogę powiedzieć, że absolutnie tak nie było! Nie tylko wziąłem w nich ślub, ale też zrobiłem remont i nadal sprawują się świetnie na co dzień. Kiedy to zrozumiałem, uznałem, że czas zrobić w życiu coś porządnego i ponadczasowego. Wiedziałem, że będę potrzebował do tego pracowni i z kolegami projektantami szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Zacząłem pracować nad prototypem… 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Dlaczego akurat plecak-torba? 

Torba to magiczny przedmiot! To jedna z najbardziej osobistych rzeczy, jakie masz. Torba, plecak to świadectwo ciebie. Powiedziałbym nawet, że to ty w pigułce. W środku masz najważniejsze rzeczy. Komputer, portfel, różne szpargały, książkę, którą właśnie czytasz. Zawartość twojej torby stanowi o tobie w danym momencie. Jednocześnie to najbardziej uniwersalny i egalitarny przedmiot, jaki możesz mieć. Mówiąc o egalitaryzmie, mam na myśli rozmiarówkę plecaków czy toreb, ale też fakt, że nie podlegają tak bardzo kolekcjom czy modowym zmianom i trendom. To ponadczasowy przedmiot. Może dojrzewać i starzeć się razem z Tobą. Po jakimś czasie doszedłem do tego, że może zafascynowała mnie idea tworzenia plecaków, bo są one w pewnym sensie… opakowaniem. A ja, tak jak wspominałem, w projektowaniu przeróżnych opakowań miałem nie lada doświadczenie (śmiech).

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Jaką strategię biznesową ma One:item? 

W zasadzie całkiem beznadziejną (śmiech). Głównie dlatego, że od samego początku zarówno mnie, jak i Laurze przyświeca idea ratowania świata przed zwiększeniem konsumpcjonizmu. I wiadomo, że nasza marka nadal w pewnym sensie jest o kupowaniu. Niemniej w naszej filozofii staramy się pokazywać, że można kupować mniej. Jest opcja kupowania rzeczy uniwersalnych i wielofunkcyjnych. Im masz mniej i im dłużej, tym bardziej zmniejszasz ślad węglowy, jaki po sobie pozostawiasz. My robimy jedną rzecz: plecak i torbę w jednym. To produkt zrobiony z takich materiałów, że jest zdecydowanie wytrzymały. Będzie służył ci na lata. Więcej nie potrzebujesz. Wiemy, że świata może całkiem nie uratujemy, ale jak to mówią, możemy sprawić, że będzie… mniej gorzej. 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki

Kto kupuje wasze plecaki? I od kogo chcielibyście dostawać zamówienia docelowo? 

My chcemy być marką, która powoli będzie dojrzewać i nie zależy nam na nagłym wzroście. Nie chcemy ulegać sezonowości. Chcielibyśmy, żeby nasze produkty miały ponadczasowy charakter. 

Gdybym miał określić ludzi, którym mogą się spodobać nasze plecaki, powiedziałbym, że to osoby, które noszą jeansy i trampki. Serio. Nie mają znaczenia okoliczności, w których komukolwiek będzie towarzyszył ten plecak. To może być spotkanie biznesowe, trekking w górach albo rozdanie nagród na jakiejś gali. Nie celujemy w żadną subkulturę ani konkretny styl życia.

Myślę, że nasz produkt jest zdecydowanie dla osób, które cenią użyteczność ponad wygląd, ale jednocześnie na ten wygląd nie są całkiem obojętni. Tacy, którzy są świadomi, że ten plecak będzie im służył latami, więc nie zrezygnują z niego przez wzgląd na cenę. 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Wiem, że jesteś projektantem graficznym i bez urazy, ale od rysika komputerowego do maszyny do szycia jest dość daleka droga.

Wbrew pozorom w szyciu jest bardzo dużo z projektowania graficznego! Siedzenie przy maszynie i projektowanie rzeczy tekstylnych jest bardzo podobne do pracy grafika. Różnica jest taka, że siedzisz przy takim analogowym komputerze z silnikiem. Przewaga natomiast taka, że od razu widzisz efekt swojej pracy. Obiekt jest przestrzenny, ma swoje teksturę, ciężar i charakter. 

Moja żona żartowała, że usiadłem do maszyny i po prostu zacząłem szyć. Prawdę mówiąc, to dość proste. Jak to się mówi? Easy to learn, hard to master. Łatwo coś uszyć, ale znacznie trudniejsze jest zrobienie tego tak, żeby się nie rozpadło. 

Szycie nie jest też pozbawione przypadkowości i czuję, że uszyte rzeczy są trochę świadectwem duszy człowieka, który je stworzył. Jakie ruchy wykonywał przy maszynie, jaką dynamikę miała jego praca… 

W moim przypadku wierzę w pewną pamięć genetyczną. Miałem dużo krawcowych w rodzinie. Zarówno moja babcia od strony mamy, jak i od strony taty były krawcowymi. Nigdy co prawda nie miałem okazji szyć z żadną z nich, ale coś pewnie w tym jest. Moja mama trochę szyła, ale nie zawodowo. Może to też pomogło mi na początku.

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Jak w takim razie wiedza z zakresu projektowania graficznego pomogła ci w stworzeniu tego konkretnego produktu? 

Bycie projektantem to umiejętność spojrzenia na problem w projektowy sposób. To trochę taka praca naukowa i skrupulatna analiza rzeczywistości. Na przykład to, że nasze plecaki otwierają się od boku, to wynikowa moich doświadczeń z opakowaniami od leków. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale one prawie zawsze są otwierane z tego krótszego boku i jak na złość zawsze wybieracie stronę, na której jest zagięta ulotka w środku (śmiech). Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby można je było otwierać od tej dłuższej strony. Wtedy ani ulotka nie przeszkadza w korzystaniu z produktu, ani nie musicie się szarpać z krótszym bokiem. Podobnie jestem wielkim entuzjastą piórników dla rysowników. Kojarzycie, jak one wyglądają? To takie rozwijane piórniki, w których trzyma się różne przybory. Podobało mi się to też w kontekście codziennego plecaka, ale chodziło o to, aby taka konstrukcja miała sens i po zwinięciu nic nie wysypywało się z torby. 

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Dużo rozmawiamy o zawodzie projektanta. Czy tak właśnie określiłbyś swoją rolę w One:item? Te torby to jednak rzemieślnicza robota. Jesteś rzemieślnikiem?

Powiedziałbym, że moja rola jest zależna od tego, w którym momencie pracy mnie złapiesz. Kiedy siedzę przy maszynie,  jestem szwaczem. I prawdę mówiąc, jest to zdecydowanie moja ulubiona funkcja. Przede wszystkim dlatego, że teraz zszywam materiał według ustalonego projektu; nie ma tu wielu dylematów. Mam kontrolę nad tym, co robię, i jest to moment niezwykle komfortowy. Panuję nad procesem, znam każdy kolejny krok i w założeniu nic większego nie może mnie zaskoczyć (śmiech). 

W szerszym kontekście zdecydowanie jestem projektantem. Rozumiem design. Projektuję, analizuję rzeczywistość i rozwiązuję napotykane problemy. Staram się ułatwiać innym życie poprzez swoją pracę. Uważam jednak, że projektantem się bywa, nie jest się nim permanentnie. Umówmy się, że nikt nie rozwiązuje problemów przez całą dobę. To by go zabiło. I tu przechodzimy do tego, że do bycia rzemieślnikiem raczej się dąży… Uważam, że rzemieślnik stoi na styku. Jest połączeniem projektanta, który rozwiązuje różne zagwozdki, i do tego jeszcze wytwarza produkty pracą własnych rąk i doświadczeniem swoich mięśni. Wdraża projekt w życie. Oczywiście wiem, że można być rzemieślnikiem, który nie projektuje i realizuje cudze pomysły. Myślę jednak, że jeśli coś wytwarzasz, nawet na podstawie cudzego projektu, zawsze odciśniesz na tym swoje piętno.

Trochę się przyjęło, że rzemieślnik jest strażnikiem dawnych wartości i tego, jak robiło się rzeczy kiedyś. Do projektantów podchodzi się za to jak do wizjonerów, którzy wyciągają pomysły z przyszłości niemalże jak ze szklanej kuli. Prawda jest taka, że bez względu na rolę czy zawód jeden i drugi żyje tu i teraz i mierzy się z problemami naszych czasów. 

Więc powiem tak:  jestem szwaczem i rzemieślnikiem, a jak trzeba, to bywam też projektantem (śmiech). W mojej pracy zawodowej byłem nazywany projektantem, chociaż uwierz mi, że jako młody i ambitny art w agencji reklamowej bardzo chciałem wierzyć, że jestem artystą (śmiech).

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Zatrzymajmy się przy tym na chwilę. Jak w takim razie to, co powiedziałeś, ma się do bycia artystą? 

Powiedziałbym, że design stoi raczej w opozycji do sztuki. Design, tak jak mówiłem, ma na celu uczynić życie człowieka prostszym, sprawić żeby nie musiał się nad wszystkim zastanawiać. Sztuka – mam wrażenie, wręcz odwrotnie, tworzy nieoczywisty obraz świata, aby było możliwe zadawanie sobie bardziej filozoficznych pytań. Nie nazwałbym siebie artystą. 

Chciałbyś kiedyś zostać dyplomowanym rzemieślnikiem? 

Posiadanie dyplomu zdecydowanie jest dowodem czyjejś kompetencji. Ja skończyłem projektowanie graficzne, więc mogę nazywać siebie projektantem. W szyciu  to praktyka czyni mistrza. Nie ma teoretyka krawiectwa, to zawód, w którym zawsze musi być praktyczne działanie. Może więc nie jestem dyplomowanym krawcem, ale siedzę przy maszynie od trzech lat. Oczywiście nie jest to długo w porównaniu z mistrzem zawodu. Tak czy inaczej w obrębie swojej działalności, dużo się już nauczyłem. Nie twierdzę, że jestem jakimś omni-krawcem., ale to jest tak, jakby ktoś trzy lata grał na gitarze tylko jedną melodię. Jestem skłonny uwierzyć, że po trzech latach będzie ją grał świetnie (śmiech).

Powiedziałbym, że dyplomowany rzemieślnik to ktoś, kto ma za sobą przejście całej krzywej uczenia się. On już prawdopodobnie kilkukrotnie odtworzył cały proces i nauczył się pokory wobec niego… Ja też byłem już w różnych miejscach myślenia o sobie jako twórcy. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że jeśli coś tworzysz i spoglądając wstecz, nie czujesz się zażenowany, to znaczy, że przestałeś się rozwijać. Ja byłem już pewny, że jestem świetny, a zaraz potem przychodził ktoś – np. taka Laura – i skłaniał mnie do refleksji, że może jednak nie umiem jeszcze tyle, co sądziłem. To było bardzo motywujące.

Tak czy inaczej mam wrażenie, że dyplomowani rzemieślnicy to dzisiaj już rzadkość. W dzisiejszych czasach niestety wciąż pokutuje przeświadczenie, że zawodówka to ujma na honorze.

Projekt Pracownie_One:item_wywiad_Małgorzata Herman_fot_Radek Zawadzki


Czujesz się częścią – nazwijmy to – rzemieślniczej społeczności? 

Oczywiście znam ludzi, którzy robią świetne handmade’owe rzeczy, ale czuję też, że szycie jest raczej mało społecznym zajęciem. Mam na myśli to, że nie potrzebuję wielkiej społeczności, aby móc wykonywać swój zawód. Głównie dlatego, że na przykład ja obracam się wokół kilku technik, w których nie ma potrzeby rewolucji. Pracuję też na sprawdzonych materiałach, więc w tym aspekcie również nie ma wielu zaskoczeń. Chyba że uznamy mnie za wariata, który ciągle robi to samo i po cichu liczy na inny efekt… Czy to czasem nie definicja szaleństwa? (śmiech)

Rozmowa i tekst: Małgorzata Herman

One:item

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Projekt Pracownie

NAPISZ DO NAS

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Znasz rzemieślnika lub artystę, który podzieli się z nami swoim doświadczeniem, pasją? Napisz do nas!

kontakt@projektpracownie.pl Od 25 maja 2018 roku obowiązuje „RODO”, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony danych osobowych i w sprawie swobodnego... >