O tym, jak wiele oblicz może mieć praca ceramika, przekonaliśmy się już wielokrotnie. Od codziennych przedmiotów – kubków, czarek i talerzy – przez monumentalne rzeźby, aż po urny. W trakcie naszej działalności spotkaliśmy wielu twórców, którzy pokazali, że ten zawód ma wiele twarzy. Ale czy ceramik może tworzyć też coś tak subtelnego i delikatnego jak biżuteria? Okazuje się, że jak najbardziej. Doskonałym tego przykładem jest Agnieszka Żuber, założycielka pracowni Lekka.
Pracownia Lekka mieści się naprzeciwko praskiego Konesera w Warszawie. To kameralna przestrzeń podzielona na dwie strefy. W jednej znajduje się niewielki sklep z gotowymi wyrobami, w drugiej –studio, w którym powstają unikatowe produkty. To właśnie tam Agnieszka Żuber udowadnia, że niezależnie od tego, jak drobna jest finalna forma – w jej przypadku porcelana – glina pozostaje materiałem dającym ogromne możliwości twórcze, idealnym do realizowania nawet najbardziej finezyjnych wizji.

Projekt Pracownie: Jeśli dobrze pamiętam z opisu na Twojej stronie internetowej, przygodę z ceramiką zaczęłaś od strony… teoretycznej i bardziej badawczej.
Agnieszka: To prawda. Ukończyłam historię sztuki, ale muszę przyznać, że na studiach nie dowiedziałam się zbyt wiele o ceramice czy porcelanie. Napisałam natomiast pracę magisterską o art déco i inspiracje tym nurtem są do dziś widoczne w tworzonych przeze mnie kolekcjach. Ważnym etapem moich poszukiwań był staż we Włoszech, który odbyłam, pracując w jednym z największych muzeów poświęconych ceramice. To doświadczenie otworzyło mi oczy na potęgę tradycji porcelany i jej zakorzenienie w historii.
Z czasem rozpoczęłam pracę w pałacu w Wilanowie, gdzie opiekowałam się zbiorami ceramicznymi. Na początku nie miałam dużej wiedzy w tym zakresie, ale otaczali mnie ludzie, od których mogłam się wiele nauczyć. Miałam też wyjątkową okazję codziennego kontaktu z różnorodnymi przykładami ceramiki – dotykanie starej porcelany i obcowanie z jej historią było fascynujące, choć wtedy wciąż pozostawało jeszcze w strefie teorii.
Właśnie wtedy zdecydowałam, że chcę pójść o krok dalej – zapisałam się do szkoły artystycznej CERAMIQ. Przez dwa intensywne lata uczyłam się tam pracy z ceramiką w praktyce: toczenia na kole, tworzenia mozaik, odlewania, robienia form, eksperymentowania ze szkliwami. Dzięki programowi szkoły łatwo było sprawdzić, co na serio cię kręci. Kiedy pod koniec zaczęliśmy poświęcać uwagę porcelanie, czułam wyraźnie, że to właśnie to! Porcelana jest wielkim wyzwaniem, ale praca w niej niesie za sobą ogromną satysfakcję. Ten materiał przemówił do mnie dużo bardziej niż kamionka czy fajans.

W pracowni widzę naczynia, ale pokuszę się o stwierdzenie, że Twoim znakiem rozpoznawczym jest… biżuteria. Brzmi jak wyzwanie, bo np. kolczyki powinny być dość lekkie.
Na początku chciałam zrobić coś naprawdę małego. Przyznaję, że trochę z powodów pragmatycznych. Nie miałam własnej pracowni i doszłam do wniosku, że będzie to organizacyjnie łatwiejsze. Poza tym miałam wrażenie, że ta forma da mi w zasadzie nieskończone możliwości twórcze. Głównie dlatego, że naczynia mają jednak pewne ograniczenia narzucone przez ich funkcjonalność.
A biżuteria? Na początku myślałam, że ogranicza mnie tylko wyobraźnia, ale z czasem zauważyłam – zarówno ja, jak i inni ceramicy, którzy mnie otaczali – że to bardzo trudne, bo mówimy o niezwykle małej formie. Chciałam, aby to była biżuteria do codziennego noszenia, a nie wystawiania w gablotach. Tutaj właśnie pojawiło się wyzwanie wagi, o której mówisz.
Na szczęście udało mi się znaleźć sposób, żeby się z nim uporać i znaleźć rozwiązanie, aby tworzyć biżuterię finezyjną, a jednocześnie przyjemnie lekką. To wszystko właśnie za sprawą mojej ukochanej porcelany, która sama w sobie jest materiałem jednocześnie kruchym, kiedy jest ekstremalnie cienka, ale też niesamowicie lekkim, a co najważniejsze trwałym!

Najbardziej zależało mi na tym, aby stworzyć coś, co jest na pograniczu sztuki i przedmiotu użytkowego – coś, co można mieć blisko ciała, bo jest wygodne i praktyczne. W zasadzie nawet nazwa mojej pracowni miała jasno pokazywać, że to, co robię, jest bardzo lekkie. Wyzwanie stanowiło natomiast to, aby było to także wytrzymałe i funkcjonalne. Po latach tworzenia wiem, że moje klientki mogą kąpać się w morzu w moich kolczykach, ale też zakładają je na wyjątkowe okazje – bo są eleganckie oraz minimalistyczne.
Nie ukrywam, że na początku bardzo pomogło mi to, że pierwsze pary kolczyków robiłam jeszcze w czasie pracy w Wilanowie. Na jedno ze spotkań firmowych przyniosłam kilka swoich prac i… rozeszły się one błyskawicznie. Zupełnie nie byłam na to przygotowana (śmiech).
Moją ostatnią zajawką są pierścionki. Tutaj dopiero zaczynają się wyzwania – na przykład z dopasowaniem rozmiarów. Wyroby w piecu przecież się kurczą!

W jaki sposób powstaje Twoja biżuteria?
Moja biżuteria powstaje w bardzo różnych technikach. Część jest po prostu wałkowana i wykrawana, a część powstaje w miniaturowych formach gipsowych, które robię samodzielnie. Każda para wymaga dodatkowego retuszu. W przypadku kolczyków ze wzorami – przychodzi też moment malowania na ten malutkiej powierzchni. Szkliwienie i wypał odbywa się w maksymalnie 1250 stopniach, co sprawia, że to, co robię, jest przeświecalne, leciutkie i bardzo wytrzymałe.
Ale jednak nie tylko biżuteria.
Z czasem zafascynowała mnie azjatycka ceramika i wtedy w moim życiu pojawił się kobalt. Kojarzycie te piękne japońskie wazy, na których są kobaltowe rysunki? Marzyłam o tym, aby robić coś takiego także na moich naczyniach. Był jednak pewien problem.Od kogo i jak miałam się tego nauczyć?! Przyznaję, że nie znalazłam wtedy w Polsce nikogo, kto działałby dokładnie taką techniką i chciał podzielić się swoją wiedzą, więc uczyłam się z Instagrama. Znalazłam konto pewnej japońskiej rzemieślniczki i uważnie oglądałam każdy jej materiał. Było to wyzwanie, bo ona w swoich filmach absolutnie nic nie mówi, więc mogłam tylko godzinami wpatrywać się w ruchy jej rąk… Czytałam też bardzo dużo o wykorzystywanych przez nią technikach na różnych forach. Myślę, że zrozumienie w pełni, jak to działa, zajęło mi około półtora roku. Pamiętam, że kiedy opublikowałam pierwszy film, gdzie malowałam talerz kobaltem, to miał on jakąś ogromną liczbę wyświetleń i wszyscy pytali, jak to się robi!
Nie wyobrażam sobie, że poświęcam się tylko jednemu projektowi lub formie. Myślę, że potrzebuję tych zmian. Kiedy nie chcę chwilowo robić kolczyków, zaczynam malować talerze, kiedy znów mam ochotę na mniejsze formy – wracam do biżuterii. Chyba po prostu muszę mieć opcję robienia kilku rzeczy, bo inaczej bym zwariowała (śmiech).

Mówiłaś o swoich inspiracjach art déco, ale w Twoich pracach nie brakuje również morskich motywów.
Sama dużo żegluję, więc temat wody jest mi bardzo bliski. Podobnie jak wszystkie odniesienia do natury widoczne na przykład w moich kolczykach czy zawieszkach udających liście. Co do tych rybnych motywów, to przyznaję, że na początku trochę się ich bałam – tego, że będą sprzedawały się tylko latem, kiedy ludzie poczują wakacyjny klimat. Z czasem okazało się, że to zmartwienie nie było uzasadnione i zarówno rybki, jak i późniejsze muszelki sprzedają się cały rok. W przypadku muszli zależało mi też na efekcie bardzo eleganckiej biżuterii, która jest precyzyjnie rzeźbiona ręcznie. Teraz wypuszczam już trzecią kolekcję z wodnymi motywami i wciąż mam apetyt na więcej. Poza rybami są przecież jeszcze koralowce i inne cuda żyjące w wodzie. Przymierzam się też do talerzy, które swoją strukturą będą przypominać fale.

Nie wolałabyś czasem pracować za biurkiem i mieć na wizytówce jakieś niezbyt zrozumiałe określenie? Lepiej być artystką? Rzemieślniczką? Jak byś się nazwała?
Zawsze wiedziałam, że chcę coś tworzyć. I oczywiście mogłabym ograniczyć się do zdjęć lub grafik komputerowych, ale nie wyobrażam sobie swojego życia bez tworzenia czegoś namacalnego. Mam wrażenie, że potrzeba robienia czegoś kreatywnego to nie jest nawet mój wybór – to po prostu we mnie siedzi.
Przez bardzo długi czas głupio mi było przyznać, że jestem artystką. To brzmiało jakoś ciężko i było dla mnie trudne. Chyba w pewnym sensie łatwiej jest powiedzieć, że jest się rzemieślnikiem – ma się fach w rękach. Sama czuję się rzemieślniczką, chociaż to, co robię, jest sztuką. Chciałabym na przykład, żeby moje ręcznie malowane talerze były wieszane na ścianach i były ozdobą. Oczywiście nie mam żadnych zastrzeżeń do tego, żeby z nich jeść, ale widzę w nich też element wystroju wnętrza, a nie tylko naczynie użytkowe. Mam wiele zabawnych wzorów, bo zależy mi na tym, żeby te obrazy przywoływały różne wspomnienia i uśmiech. Podoba mi się to, że kiedyś wieszano ceramikę na ścianach i była też tylko po to, aby ją podziwiać. To dla mnie wspaniały powrót do tego, co było kiedyś, gdy piękne naczynia były eksponowane w wielkich drewnianych kredensach.

Co najbardziej cenisz w swojej pracy, w rzemiośle?
Kiedy uczyłam się malowania kobaltem, bardzo wzruszało mnie oglądanie materiałów, w których japońscy rzemieślnicy opowiadali, jak z pokolenia na pokolenie przekazują swoje rękodzielnicze tradycje. Jest w tym coś niezwykle pięknego. Według mnie najpiękniejsza we współczesnym rzemiośle jest wolność, którą ono daje swoim twórcom – także mnie. Myślę też, że rzemiosło jest uziemiające właśnie dlatego, że nie tworzymy tego tylko na komputerze. Jest namacalne, prawdziwe i można tego dotknąć. Wytworzyły to ludzkie ręce i to jest absolutnie wspaniałe. Porusza mnie też fakt, że rozwój pozwolił na to, aby ktoś z drugiego końca świata mógł obejrzeć moją pracę – tak jak ja oglądałam filmy tej japońskiej rzemieślniczki – i w ten sposób możemy nawiązać kontakt. Możemy się połączyć, porozmawiać, wymienić doświadczenia – mnie się to bardzo często zdarza.
Brzmisz zdecydowanie jak osoba spełniona. Gdybyś mogła mieć jedno życzenie, to jak ono by brzmiało?
Żeby mi porcelana nie pękała w piecu (śmiech). W biżuterii nie mam życzeń. Czuję się wolna i dalej chciałabym tworzyć maleńkie lub coraz mniejsze formy, bo jest to wspaniałe wyzwanie. Z drugiej strony natomiast życzyłabym sobie, abym mogła tworzyć coraz większe formy malarskie – wielkie obrazy na porcelanie, które też zdecydowanie będą dla mnie dużą próbą. Jak widać, pociągają mnie skrajności (śmiech). Chciałabym móc dalej się rozwijać w każdą z tych stron.


Lekka
- tak.lekka@gmail.com
- ul. Ząbkowska 30, Warszawa
- https://lekka-store.pl/